sobota, 23 marca 2013

Rozdział 9



Rozdział 9
         Obudziłam się w połowie nocy. Nie słyszałam chrapania geparda. Pomyślałam, że może znowu gdzieś poszedł.
-James?- wyszeptałam.
-Jestem- powiedział tuż przy moim uchu.
         Odwróciłam się na drugi bok i zauważyłam, że leży obok mnie. Nic nie powiedziałam bo byłam w zbyt dużym szoku. Nawet nie chciałam żeby się odsuwał. Lubiłam jego towarzystwo. Właściwie to więcej niż lubiłam. James nawet zaczął mi się trochę podobać…
-Czemu nie śpisz? – spytał, przerywając moje rozmyślania.
-Mogę zadać Ci to samo pytanie.
-Odpowiesz?- ponowił próbę
-Obudziłam się i tyle. A ty? Czemu nie śpisz?
-Nie chce mi się spać.
-Mi też.
-Dziewczyno jest środek nocy- oznajmił.
-No właśnie.
-Ja to nie to samo.
-Pff
         Leżeliśmy w ciszy. James bawił się moimi długimi włosami, a ja patrzyłam się w sufit.
-James?- zapytałam
-Tak?
-Jak myślisz, kiedy ja wrócę do domu?
         Westchnął po czym przez chwilę się zastanowił. Nastąpiła cisza podczas, której ja też się zastanawiałam co będzie dalej.
-Nie wiem. – odpowiedział- a chcesz wracać?
-Hm… Chcę i nie chcę. Chcę, ponieważ tęsknię za domem i przyjaciółmi, ale nie chcę bo będzie mi wtedy brakować ciebie i tego miejsca.
-Ja za Toba też będę tęsknić.
         Mimowolnie, słysząc te słowa uśmiechnęłam się lekko pod nosem.  Myślałam o tym co bym robiła następnego dnia w normalnym świecie. Może byłabym na zakupach? A może poznawałabym teraz jakiegoś fajnego chłopaka? Nie… w to raczej wątpię. Mam obok siebie takiego faceta i myślę o innych!? Matko co ja ze sobą robię…
         W pewnym momencie powieki zaczęły mi ciążyć i jakimś cudem zasnęłam. Śniłam o tym, że byłam w domu. Mama gotowała coś w kuchni, a ja pomagałam odrabiać lekcje mojej młodszej siostrze. Tak bardzo mi ich brakowało! Nagle obudził mnie gwałtowny trzask. Zerwałam się na równe nogi razem z Jamsem.
-Co to było?- zapytałam przerażona
-Cii…
         Do pokoju wbiegł Will. Był spanikowany i widać było, że ma coś bardzo ważnego do przekazania. Podeszłam żeby zapalić światło i wtedy zobaczyłam, że ma rozwichrzone włosy i jest w pidżamie.
-Zgaś! Zgaś to szybko!- krzyknął.
         Posłusznie zgasiłam światło. Byłam przerażona i nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie Will nam powie, co się dzieje.
-Co ty tu robisz? – zapytał spokojnie James.
-Idą tu! – wrzasnął Will.
-Idą? Czyli kto idzie?- dopytywał się się dalej.
-Cała armia. Chcą zakończyć tę wojnę raz na zawsze. Radzę wam stąd jak najszybciej uciekać.
-Chwila- przerwałam im- co się dzieje?
-Tamci od nich idą tu rozpętać wojnę- wytłumaczył szybko James.
- I co teraz?- zapytałam.
-Musimy uciekać!
-Ale gdzie?
-Całe wzgórze otacza rzeka. Trzeba przez nią przepłynąć i dalej jest las. Tam się musimy schować. Trzeba wziąć ciepłe rzeczy bo tutaj jest ciepło, ale tam będziesz szczękać zębami.
-O Boże…- wyrwało mi się.
-Spokojnie. Nie bój się. Nic Ci się nie stanie.
-Nie tego się boję. Obawiam się raczej o mieszkańców. Trzeba ich przecież ostrzec!
-Zajmę się tym- powiedział James.
-Will, a ty? Będziesz walczyć?- zapytałam cicho.
-Nie. Nigdy nie brałem udziału w wojnie pomiędzy naszymi dwoma rodami, i nie mam zamiaru w niej brać udziału.- powiedział twardo.
-To dobrze.
-Muszę już iść zanim zauważą, że mnie nie ma. Trzymajcie się i… powodzenia.- zażyczył Will stojąc już w progu.
-Dzięki- powiedział James do brata.
-Dziękujemy- dodałam- Tobie też życzymy powodzenia.
         Gdy Will odszedł, James zajął się pakowaniem najpotrzebniejszych rzeczy. Spakował namiot, śpiwory i ciepłe ubrania. Zabrał też jeszcze jakieś jedzenie, a na resztę nie zwracałam uwagi. Byłam przerażona całą tą sytuacją.
Kiedy już się ubraliśmy i zabraliśmy rzeczy po cichu wymknęliśmy się z domu. Mieliśmy zamiar iść jeszcze szybko ostrzec mieszkańców. Byli przygotowani na bitwę, ale nie w nocy. Musieli wiedzieć co się dzieje.
Chodziliśmy od domu do domu mówiąc szybko skąd to wiemy i prosząc o przekazanie informacji dalej. Ludzie byli nam wdzięczni za ostrzeżenie. Obiecali walczyć z całych sił i kazali uciekać, a szczególnie mi.
         Gdy skończyliśmy informowanie ludzi o tym co nastąpi tej nocy zaczęliśmy schodzić z wzgórza na sam dół. Ponieważ było ciemno i nic nie widziałam, ciągle potykałam się o jakieś korzenie. Musieliśmy iść szybko a ja tylko wszystko opóźniałam. Schodząc coraz niżej można było łatwo zauważyć zmianę temperatury. Robiło się zimno, a przecież czekało nas jeszcze przepłynięcie na drugą stronę rzeki.
         Byliśmy już bardzo nisko. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie miłe chwile jakie tu przeżyłam. Zastanawiałam się czy jeszcze zastanę to miejsce takim jakie było po wojnie. Czy odniesione zostaną duże straty? Czy zginą ludzie? Na samą myśl po ciele przeszły mi ciarki.
         Nagle znaleźliśmy się przy rzece. Zastanawiałam się jak przejdziemy na drugą stronę. Woda musi być lodowata, a ja już prawie cała zamarzłam.
-Co teraz?- spytałam Jamesa.
-Musimy przejść na drugą stronę.- odpowiedział.
-Tyle to ja wiem, ale jak? Przecież jest tak zimno, a woda musi być jeszcze zimniejsza.
-Spokojnie. To łatwe. Ja się zamienię w geparda. Ty mi wsiądziesz na plecy i przepłyniemy na drugą stronę.
-Dobrze się czujesz?
-Jak najbardziej.
-James! Przecież ty zamarzniesz! A ja Ci będę tylko obciążać. Trzeba wymyślić coś innego.
-Diana spokojnie. Mi nic nie będzie, nawet nie odczuję różnicy temperatur. Nie zauważyłaś, że jestem bez żadnej kurtki? Ty za to się trzęsiesz w niej. Moja temperatura ciała jest ciągle taka sama i ma jakieś czterdzieści stopni, więc spokojnie. Poza tym jesteś leciutka jak piórko.
-Ta…
-Dobra dosyć tego. Spieszy nam się. Ja się zamieniam w geparda, ty przejmujesz plecak, wsiadasz mi na plecy i jesteśmy na drugiej stronie.
Westchnęłam.
-Ufasz mi?- zapytał.
-Ufam, ale…
-Żadnych ale- przerwał mi.
         Zrzucił z siebie plecak i błyskawicznie zamienił się w geparda. Narzuciłam sobie bagaż na plecy. James pochylił się trochę na dół żeby łatwiej było mi wsiąść.
-Raz kozie śmierć- wybąkałam.
         James na te słowa warknął. Wsiadłam mu na plecy i mocno złapałam się jego futra. Usłyszałam chlust, co oznaczało, że jest w wodzie. Nogi też miałam na jego plecach, a on poruszał się tak zgrabnie, że nie poczułam na swoim ciele ani jednej kropelki.
         Po kilkunastu sekundach poczułam już jak wychodzimy na ląd. Zeskoczyłam z geparda, który od razu po moim zejściu zamienił się w człowieka.
-Uff… przeżyłam. – powiedziałam z ulgą.
-Zabawne.- mruknął James zabierając ode mnie plecak.
-Co dalej?- zapytałam.
-Idziemy w głąb lasu.
         Ruszyliśmy przed siebie. W lesie było jeszcze zimniej niż wcześniej. Powoli zaczynałam zamarzać. Szliśmy tak już chyba z pół godziny, a ja miałam wrażenie, że jesteśmy dalej w tym samym miejscu. W pewnym momencie James się zatrzymał.
-Tutaj rozkładamy namiot. – oznajmił.
-T…to d…d…dobrze- Powiedziałam przez zamarznięte usta.
-Matko ty prawie cała zamarzłaś. Czemu nic nie mówiłaś?
-O…Ostrzegałeś,że bę…dzie z…zi…mno.
-Ale mogłaś mi powiedzieć. Dobra nieważne. Szybko rozłożę namiot i wskoczysz pod śpiwór.
         Przytaknęłam. James rzeczywiście szybko rozłożył namiot. Zajęło mu to tylko kilka minut. Wyjął dla mnie śpiwór.
-Wskakuj. Musisz się rozgrzać. – powiedział.
         Natychmiastowo weszłam do namiotu. James rozpalał na zewnątrz ognisko żeby było cieplej. Byliśmy w takim miejscu, że nikt nas by tu nie znalazł, więc czułam się bezpiecznie. Po tej podróży stałam się strasznie senna, tym bardziej, że w ciągu nocy spałam tylko kilka godzin.
         Gdy zobaczyłam płomień ognia przez ścianę namiotu poczułam się lepiej. Przynajmniej teraz coś widziałam. James wszedł do środka.
-Cieplej ci?- zapytał z troską.
-T…trochę.- powiedziałam.
-Właśnie widzę… No już posuń się rozgrzeję Cię.
-C…co? J…ak?
-Masz obok siebie czterdzieści stopni i tego nie wykorzystasz?
-N..o r…racja.
         Rozsunęłam śpiwór iw spuściłam do niego Jamesa. Był taki ciepły, że chciałam go zamknąć w tym śpiworze i nie wypuścić. Przytulił mnie do siebie tak, że było mi jeszcze przyjemniej.
         Leżałam tak jeszcze długo i ciągle nie robiło mi się dosyć ciepło. Ciało miałam wciąż zamarznięte. I nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy. Były to odgłosy walki.
..............................................................................................................................
Oto i jest 9 rozdział. Przepraszam,że czekaliście tak długo, ale w ogóle nie miałam czasu. Za wszelkie błędy przepraszam, ale nie miałam czasu sprawdzić i jutro je poprawię. Bardzo proszę też o motywujące komentarze.
 Pozdrawiam Ola :)

5 komentarzy:

  1. Nominuję Cie do Liebster Awards więcej info znajdziesz na moim blogu w zakładce "Nominacje"

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola jest naprawdę bardzo fajny blog i piszesz bardzo ciekawe opowiadania szkoda że dopiero dziś na niego weszłam 9moja strata) . Masz naprawę super pomysły. A jeśli chodzi o rozdział to jak każdy bardzo fajny i z niecierpliwością czekam na kolejny. Mam nadzieję że wena twórcza bedzie do ciebie przychodziła często. jeśli chodzi o blędy to mój blkog tez nie jest świety wiec sie tym nie przyjmuj. Milych świąt Wielkanocnych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozytywny komentarz! Staram sie robić jak najmniej błędów,ale wiadomo.... ;) Tobie też życzę miłych świąt !

      Usuń