wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 6

Rozdział 6


    Z piersi Jamesa wydobył się intensywny pomruk. Był wściekły. Mogłam sobie tylko wyobrażać co czuje w tym momencie. Zapewne miał ochotę rzucić się na swego brata, ale nie zrobił tego tylko ze względu na mnie. Bał się pewnie, że pomyślę iż jest jakimś potworem. Byłam mu wdzięczna za to, że się opanował. On był zły a ja przerażona. Will-czyli jego brat- sprawił mi ostatnio krzywdę. Bałam się co też teraz wpadło mu do głowy. James zasłonił mnie swoim ciałem. Pewnie wyczuł, że coś jest nie tak.
-Czego chcesz? – warknął.
Pantera natychmiast zamieniła się w człowieka. Nie był ani wesoły ani smutny. Jego twarz była nieprzeniknioną, kamienną maską.
-Ostrzec was.- odpowiedział jego brat.
Nie wiem z jakiego powodu, ale przeszedł mnie dreszcz kiedy wypowiedział to słowo. 

W A S.
-Nie potrzebujemy twojej pomocy!- krzyknął James.
W tym momencie zza chmur wyłonił się księżyc. Była pełnia. Jego blask oświetlał nas wszystkich. Mogłam teraz swobodnie przyjrzeć się Willowi. Był bardzo podobny do swego brata. Dzieliły ich tylko drobne szczególiki. Will miał brązowe włosy, a James czarne. Obaj byli równie umięśnieni i wysocy. Oczy były czymś zupełnie innym. Szmaragdowy kolor oczu mojego przyjaciela, zupełnie różnił się od hebanowego jego brata. Oba były zaskakująco piękne i obie pary świeciły teraz w świetle księżyca. Pożałowałam, że sama nie mam takich.
-Chciałem tylko pomóc.- Intensywny głos Willa przerwał moje rozmyślania.- Zaczynają polować na wzgórzu i robią próby przejścia na waszą stronę. Uważaj na nią bo stanie się jej krzywda.
-O n a tu stoi.-Przerwałam mu.- Możesz zwracać się do mnie, a nie do Jamesa.
-Diana…- zaczął James
-A więc Diana.- Przerwał mu brat.- Ciekawe imię. Nie słyszałem jeszcze takiego.- Powiedział uwodzicielskim tonem.
Will zrobił krok do przodu, jednak James wyprzedził jego reakcję i cofnął się do tyłu jednocześnie popychając mnie o kilka metrów.
-Wyluzuj braciszku. Nic jej nie zrobię.-Zadrwił Will.
-Nic jej nie zrobisz!? A zapomniałeś co zrobiłeś ostatnim razem!? Prawie ją zabiłeś!- James nie wytrzymał napięcia.
-A właśnie… Chciałem Cię przeprosić.- powiedział zwracając się do mnie.- Jest mi bardzo przykro za to co się stało- ciągnął- Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Gdybym wiedział, że to taka niewinna dziewczyna zastanowił bym się z dziesięć razy.- Powiedział.
    Wyczułam w jego głosie szczerość. Nie kłamał. Co prawda widziałam go pierwszy raz, ale łatwo dało się zauważyć, że jest mu przykro.
-Nic… nic się nie stało.- Powiedziałam trochę zdezorientowana będąc pod jego hipnotyzującym wzrokiem. 

James zagotował się jeszcze bardziej. Patrzył na mnie z podziwem i zdziwieniem. Nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
-I ty mu wybaczasz!?- wrzasnął- Omal Cię nie zabił! Wiesz co ja przeżyłem!? Wiesz!?- wrzasnął.
-James uspokój się-zaczęłam drżącym głosem- twój brat nie wiedział kim jestem. Wyczuł zagrożenie i chciał się bronić.
W tym momencie czarnooki mężczyzna podszedł do mnie z wyciągniętą ręką.
-Will.- Przedstawił się.
-Diana.- Powiedziałam podając mu dłoń. Ucałował ją serdecznie na przywitanie.
-Diana wracamy!- Warknął James.
Od razu odsunęłam się od Willa przestraszona, że jeszcze dojdzie do bójki między nimi. James pociągnął mnie za sobą. Niemal biegliśmy. Gdy odchodziliśmy usłyszałam tylko krzyczącego Willa.
-Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy.- Powiedział.
James mruknął coś pod nosem, ale go nie zrozumiałam. Wiedziałam, że teraz czeka mnie długa rozmowa na temat tego jak się zachowałam . Był bardzo, ale to bardzo zły.
Gdy weszliśmy do domu, wściekły usiadł od razu na kanapę. Oczy miał skierowane w podłogę. Ucieszyłam się z tego powodu, bo nie chciałam patrzeć mu w oczy.
-James, zanim coś powiesz wysłuchaj mnie.- Nie zareagował więc mówiłam dalej- Twój brat mnie przeprosił. Było mu przykro, widziałam to. Nie chciał zrobić mi krzywdy.
Przez chwilę nic nie mówił, ale zaraz potem wybuchnął wrzeszcząc:
-Diana! Nie rozumiem jak mogłaś w to uwierzyć! To zwykły kłamca i manipulant! Nie zachowuj się jak małe i głupie dziecko! Mówił tak bo chce żebyś przeszła na ich stronę!- Jego słowa mnie zabolały. Napłynęły mi łzy do oczu.
-Mówił to szczerze…- powiedziałam cicho.
-Nie Diana nie mówił! Zwariowałaś do reszty!? On zrobi ci krzywdę! Dałaś mu się zwieść jak totalna idiotka!
Łzy z oczu mi wypłynęły. Miałam całe mokre policzki. Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. James biegł za mną, ale na szczęście nie zdążył.
-Diana? Diana otwórz bo wyważę te drzwi!- Krzyczał waląc w nie pięściami.
-Proszę bardzo!- Od razu, gdy to powiedziałam drzwi wyleciały z zawiasów. Byłam przerażona bałam się, że mi coś zrobi.  

Podbiegł do mnie i mnie przytulił. Nie zareagowałam bo byłam zbyt przerażona i oszołomiona.
-Nic Ci nie zrobię- szepnął mi do ucha.- Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Obiecuję, że już nigdy więcej się tak nie zachowam. – mówił całując mnie w czoło i policzki.
Przestałam się bać. Spoglądaliśmy sobie w oczy. James patrzył na mnie z troską. Przybliżył się do mnie bardziej. Delikatnie przycisnął swoje wargi do moich. Miałam wrażenie, że bał się mojej reakcji.  

Odwzajemniłam pocałunek. Trwał bardzo krótko. James zaraz potem pchnął mnie na łóżko.
-Prześpij się.-powiedział.
-Dobrze.
Gdy już przechodził przez próg, nagle się zatrzymał i na mnie spojrzał.
- Przepraszam.- wyszeptał.
- W porządku.
-Już nie będę- powtórzył się.
- Dobrze.
Stał tak jeszcze jakiś czas. Kiedy odchodził zapytałam:
-Zostaniesz ze mną?
Uśmiechnął się tylko i zamienił w geparda. Położył się na dywanie przy moim łóżku.
Poszłam do łazienki żeby się przebrać. Gdy wróciłam przytuliłam się do Jamesa i zapadłam w spokojny sen.

.......................................................................................................

Wiemy, wiemy nie pisałyśmy długo ,ale wiecie szkoła, lekcje, nauka, brak weny to wszystko utrudnia. Liczymy na kilka komentarzy!

Zuzia i Ola :)

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 5

  Kiedy się obudziłam James nadal leżał przy moim łóżku. Miał otwarte oczy i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Wstałam i rozciągnęłam się, mogłam nawet poczuć i usłyszeć miłe strzelanie w kręgosłupie. Kiedy chciałam udać się do łazienki, gepard zamienił się w człowieka i zastąpił mi drogę.
-Muszę się przebrać, ale i tak czeka Cię masa pytań- oznajmiłam.
Westchnął i przeczesał włosy rękami choć dobrze wiedział, że powiem to zdanie.
-Nie odpuścisz? - zapytał krzyżując ręce na piersi.
-Nawet na to nie licz.
Powiedziawszy to i wymijając go, udałam się do toalety, aby założyć czyste ubrania. Uświadomiłam sobie, że przecież niemam żadnych ciuchów. Ujrzałam przed sobą szafę, na której widniał napis „Diana”. Otworzyłam ją i okazało się, że są to drzwi. Prowadziły do przestronnej sypialni. Została urządzona w kolorach zieleni i fioletu. Na środku stało duże łóżko. Ogromna, rozsuwana szafa z lustrami zajmowała całą ścianę. Przy łóżku rozłożony był zielony, puszysty dywan. Szafka nocna, została wyrzeźbiona z jasnego drewna. Stała na niej fioletowa lampka.
Otworzyłam szafę i zobaczyłam mnóstwo ubrań, różnych rodzajów na każdą okazje. Wybrałam dżinsy i zapinaną koszulę w kratkę różowego koloru.Kiedy się ubrałam, wbiegłam do salonu, w którym wcześniej spałam. Ujrzałam uśmiechniętego Jamesa. Siedział na kanapie z łokciami wspartymi na kolanach.
-Co to ma być? – zapytałam, wskazując palcem w stronę mojego nowego pokoju.
James uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Podoba Ci się? – zapytał.
-Podoba? To mało powiedziane! Jest ładniejszy niż ten w moim domu. Ale po co to zrobiłeś? Nie trzeba było.
-Trzeba. Chciałem żebyś miała porządny pokój. Nie wiemy kiedy wrócisz do normalnego życia, a do tego czasu nie będziesz przecież spała na kanapie!
Patrzyłam na niego z podziwem. Stwierdziłam,że to bardzo miły gest z jego strony ,że to zrobił.
-Urządziłeś to sam? – zapytałam.
-Tak.
-Kiedy?
-W nocy. – powiedział.
-W nocy!? Czemu nic nie słyszałam?
-Robiłem wszystko cicho. Nie chciałem Cię obudzić.
-Dziękuję. – powiedziałam, biegnąc w jego stronę. Rzuciłam się na niego i mocno go uścisnęłam.
Na początku spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale potem od razu odwzajemnił uścisk. W jego ramionach było mi miło. Nie chciałam się odsunąć, ale wiedziałam, że muszę to zrobić bo było to niewłaściwe.
Wywinęłam się z jego objęć, Poczułam się trochę niezręcznie. Od razu pożałowałam tego co zrobiłam i się zarumieniłam.
-Czemu się rumienisz? – zapytał drwiąco.
-Eeee… wcale, że nie!
Uśmiechnął się jeszcze szerzej tak, że mogłam zauważyć jego białe i proste zęby. Chciałam zmienić temat, ale nie wiedziałam co powiedzieć.
-Kiedy wrócą twoi rodzice?- spytałam z roztargnieniem.
-Diana, oni nie wrócą. – powiedział z westchnieniem.
-Co? Jak to nie wrócą? Czemu? Coś im się stało?
- Nie. Nie o to chodzi. Pamiętasz jak byliśmy na wzgórzu i widziałaś jego drugą stronę?
-Owszem pamiętam, ale nie rozumiem co to ma do rzeczy.
-To, że moi rodzice i brat tam mieszkają. Moja matka pochodziła z naszej strony, a ojciec z drugiej. Zakochali się w sobie potajemnie spotykali. Ukryli się w domu przy rzece. Założyli rodzinę. Po kilkunastu latach zostali odnalezieni. Mój brat od urodzenia był po złej stronie. Miał to po ojcu. Ja jestem jego zupełnym przeciwieństwem, po matce.
-A co się teraz z nim dzieje? – spytałam z przerażeniem.
-Moja matka została porwana i ją przetrzymują , a ojciec i brat mieszkają tam. Osoba, która Cię w nocy zaatakowała to mój brat. Jest czarną panterą poluje w nocy. Poznał po zapachu, że nie należysz do nich.
-A nie próbowałeś ratować swojej matki?
-Próbowałem nieskończenie wiele razy. Z każdą moją próbą zostawałem odnaleziony. Jeśli ktoś mieszka po tamtej stronie nie może przejść na tą, ponieważ nie jest przystosowany. I przeciwnie. Nasza strona też tam nie przejdzie. Tylko Ci, których geny są ze sobą połączone, a są to nieliczni, mogą poruszać się swobodnie po obu stronach.
-Na przykład twój brat?
-Tak, ma na imię Will, on może tu przejść dlatego bo geny mojej matki i ojca są połączone. Z łatwością porusza się po dwóch stronach, dlatego muszę Cię pilnować, aby nic się nie stało.-powiedział.
-Będę uważać- zapewniłam.
-To mi nic nie daje. W każdej chwili może tu przyjść i coś Ci zrobić. Musisz mieć oczy dookoła głowy.
-Wiem.- powiedziałam.
Resztę dnia przesiedzieliśmy w domu.James opowiadał mi o swoim dzieciństwie. Rozmawiało mi się z nim miło i swobodnie. Uświadomiłam sobie, że kiedy odejdę będzie mi go brakowało, a nawet bardzo jest moim przyjacielem, a takie osoby nie łatwo jest opuścić. Stał mi się bardzo bliski i polubiłam go. Miał cechy dzięki, którym od razu mu się ufało.
Gdy nadszedł zmrok postanowiliśmy ruszyć na spacer się przewietrzyć. Przechadzaliśmy się przez różne alejki. Było ciemno, ale dzięki blasku księżyca mogłam zobaczyć kontury drewnianych domów. Było również cicho przez to mogliśmy mieć trochę prywatności, ale to nie jest tak, że chce być z Jamesem sam na sam tylko nie lubię, gdy tyle ciekawskich oczu podsłuchuje cię, a następnego ranka wszyscy wiedzą o tobie d u ż o prywatnych rzeczy. Wszyscy mieszkańcy już spali, ale i tak mógł znaleźć się wyjątek. 
Przechodziliśmy obok rozłożystych krzewów gdy nagle wśród nich usłyszeliśmy pomruk. Zobaczyłam drugie hebanowe i dzikie ślepia, tak ciemnego i mrocznego koloru jeszcze nigdy nie widziałam. Te hipnotyzujące oczy wpatrywały się prosto w nas czarnym blaskiem. ................................................................................................................. Oto i jest nasz 5 rozdział. Mamy nadzieję,że historia Diany i Jamesa was wciągnęła. Postaramy się aby było ciekawiej, i ulepszymy to co się da. Dziękujemy. Ola i Zuzia :)

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 4

Rozdział 4


    Zobaczyłam światło. Powieki miałam wciąż zamknięte, ale coś tak świeciło, że musiałam je otworzyć. Gdy udało mi się to zrobić, wszystko gwałtownie zaczęło mnie boleć. Uczucie gorąca na całym moim ciele było nie do zniesienia. Gorączka szalała we mnie, a najgorsze było to, że nie mogłam nic z tym zrobić. Nie mogłam się ruszyć. Zauważyłam, że leżę z powrotem w domu na kanapie i czyichś kolanach. Temperatura wzrastała i wzrastała, aż przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Czułam jakby ktoś przyłożył do mnie wielkie włączone żelazko pasujące akurat do kroju mojego ciała. Rozszarpałabym się gołymi rękami, byle tylko skończyć tę torturę. Po jakimś czasie poczułam jak z żył w moich kończynach odpływa to okropne gorąco jakby był w nich wrzątek. Mogłam już podkurczyć palce u stóp i zacisnąć dłonie w pięści. Nie wiem ile czasu minęło, ale powoli odzyskiwałam władzę nad ciałem. Przekręciłam trochę głowę i ujrzałam Jamesa. Miał zamknięte oczy i mokre policzki. Próbowałam się poruszyć, ale ból był i tak zbyt silny, że nie zdołałam tego zrobić. James natychmiast otworzył oczy.
-Nie ruszaj się. Dałem Ci lekarstwa, ale zaczną działać za jakiś czas. Przepraszam, że do tego doszło powinienem lepiej Cię pilnować i uważać na Ciebie.
Chciałam mu powiedzieć, że to przecież nie jego wina tylko moja, bo sama się o to prosiłam, ale nie mogłam a siebie wydusić słowa, ponieważ gardło miałam suche na wiór, a usta nadal zdrętwiałe. Zamknęłam oczy usiłując zasnąć. Po dwóch minutach leżenia poczułam na twarzy krople wody.Deszcz? Nie wiedziałam, że tu pada deszcz. Podniosłam głowę, aby spojrzeć wgórę i zobaczyłam, że to nie deszcz. James płakał. Nie spodziewałam się tego ponim.
Z trudem przekręciłam się twarzą do niego. Wzięłam go za rękę. Nie chciałam żeby się o mnie martwił. To nie była jego wina, lecz tylko i wyłącznie moja.
-Nie przejmuj się mną- Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Jak mogę się nie przejmować? Stała Ci się krzywda i to przeze mnie.
-Nie przez Ciebie, przecież sama tam poszłam. To moja wina i ja za to odpowiadam. – Wydusiłam z trudem.
-Nie! To j a za Ciebie odpowiadam! J a Cię pilnuję! J a powinienem wtedy przy Tobie być!- Wrzasnął.
Wzięłam jego twarz w dłonie. Chciałam żeby spojrzał mi w oczy i przestał się ze mną kłócić, ale i tak błądził wzrokiem po pokoju, aby trafić na mój. 

On nie może mieć poczucia winy przeze mnie. Nie ma prawa za mnie odpowiadać! Mam niecałe osiemnaście lat i dobrze wiem co robię.
- J a sama tam poszłam. Nie odpowiadasz za mnie.Jestem już dużą dziewczynką i dobrze wiem co robię. Nie przejmuj się mną. I ani mi się waż jeszcze kłócić, bo tylko gorzej podziałasz na mój stan fizyczny jak i psychiczny, a chyba tego nie chcesz.
Westchnął i zaczął masować sobie skronie. Chciałam wstać, ale ból za bardzo mnie sparaliżował. Postanowiłam zamknąć oczy i zasnąć.Miałam nadzieję, że uda mi się to zrobić. Przekręciłam głowę w stronę piersi Jamesa,aby wpadające przez okno promienie słońca mi nie przeszkadzały. Poczułam zapach morskiej wody. Domyśliłam się, że to o n tak pachnie. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by pochłonęła mnie ciemność.
Obudziłam się jakiś czas później. Zastanawiałam się ile minęło czasu. Moja głowa spoczywała teraz na kolanach Jamesa. Ból trochę ustąpił. Przynajmniej na tyle żebym mogła usiąść, ale i tak musiałam jęknąć.
-Wszystko w porządku?- Zapytał James.
-Wszystko jest okej, ale ciągle bolą mnie plecy.Co mi dałeś, że ból tak bardzo zmalał?
W odpowiedzi pokazał mi małą, szklaną buteleczkę z niebieskim płynem, którą miał w ręku. Aż bałam się zapytać z czego została skonstruowana ta magicznie, uzdrawiająca mikstura. Jednak nie mogłam wytrzymać z ciekawości i zapytałam:
- Jaką miało to zawartość?
-Głównie owoce.
-Wolę nie wnikać.
Po chwili milczenia powiedział:
-Muszę obejrzeć twoje plecy.
-Co!? O nie, sama sobie poradzę.
-Właśnie, że nie, nic nie zobaczysz. Muszę zmienić opatrunek i przeczyścić ranę.
-Czy to konieczne?- Spytałam.
-Tak.
-Niech Ci będzie. Ale postaraj się żeby nie bolało. – Powiedziałam z westchnieniem.
Usiadłam na kanapie i podwinęłam do góry bluzkę. James rozwinął bandaż którego wcześniej nie poczułam. Zorientowałam się, że po plecach kapie mi krew, ale zacisnęłam zęby i postanowiłam przetrwać tę operację. Wytarł mi plecy czymś mokrym- zapewne tutejszą wodą utlenioną.Różnica była taka, że mnie nic nie szczypało.
-Skończyłem.-Powiedział.- Teraz się połóż i zaśnij.
-Ale…
-Żadnych ale!- Przerwał mi.
-Dobra!- Powiedziałam naburmuszona.
Nie chciało mi się z nim kłócić. Ból w czaszce ponownie się wznowił i zrobiłam się strasznie śpiąca. Uświadomiłam sobie, że to miejsce, na którym leżałam to moje łóżko. Właściwie to łóżko, na którym spałam podczas pobytu u Jamesa. Położyłam się tyłem, tak żeby na niego nie patrzeć. Nagle poczułam jak coś za mną się rusza i, że materac ugina się pod czyimś ciężarem. Odwróciłam się, aby zobaczyć co to. James położył się obok mnie. Szmaragdowe ślepia przeszywały mnie wzrokiem na wylot.
-Co ty robisz?- Wydukałam, patrząc z podziwem.
-Ktoś Cię musi pilnować.
-Możesz przecież to robić w inny sposób.-Zauważyłam.
Odwrócił się tyłem do mnie, tym samym ignorując to co przed chwilą powiedziałam.
-Dobranoc.- Powiedział sennym głosem.
W tym samym momencie popchnęłam go z całej siły w jego plecy, tak, że wylądował z hukiem na podłodze.
-Dobranoc.-Odpowiedziałam zadowolona z siebie, próbując stłumić śmiech.
Zamienił się w geparda i patrzył na mnie z miną zbitego szczeniaka. Albo raczej kota.
-O nie. Nie ma mowy. Nie przekonasz mnie tym.Możesz mnie pilnować na podłodze.Przecież jak będę chciała wstać to się o Ciebie potknę! A wierz mi że nie mam zamiaru tego zrobić, bo oboje na tym ucierpimy. Nie patrz się tak na mnie i kładź się spać. A i jeszcze jedno, jutro czeka Cię masa pytań z mojej strony. Dobranoc, James.
Usłyszałam tylko pomruk.
-Oj daj spokój!- Wrzasnęłam. Nachyliłam się nad łóżkiem i pocałowałam go w czoło.- Dobranoc.- Powiedziałam i usłyszałam tym razem mruczenie.
Odgłosy, które wydawały się z jego gardła działałyna mnie kojąco, że niemal od razu zalała mnie fala ciemności i poszłam w objęcia Morfeusza.

.................................................................................................................................

Sukces! udało nam się napisać kolejny rozdział. Piszcie w komentarzach jak wam się podobało!
Wasze autorki Zuzia i Ola :)

Powitanie

Witajcie!

Witamy Was po tak długim i nudnym rozstaniu. Wróciłyśmy już z Olą z obozu i zaskoczyło nas, że mamy już tyle wyświetleń i bardzo nam się to spodobało.Myślimy, że będziecie wchodzić tu tak systematycznie jak teraz. Następny rozdział powinien pojawić się już dziś, ale i tak nic nie obiecujemy. Dziękujemy!
Wasze autorki Zuzia i Ola :)

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 3

Rozdział 3  


 Kiedy się obudziłam Jamesa nie było. Wstałam i wyszłam na dwór. Było bardzo przyjemnie. Słońce już wzeszło i poranny wietrzyk miło mnie owiewał.
-Wyspałaś się? –Usłyszałam męski głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Jamesa.
-Tak. Dzięki za nocleg.
-Nie ma sprawy. Chodź Królewno Śnieżko trzeba się ubrać.
-Królewno Śnieżko?- Zapytałam drwiąco- Idę, już idę.
    Ze zdziwieniem patrzyłam na ubrania i szczotkę od Jamesa. Uczesałam moje kasztanowe włosy i ponownie ruszyłam na dwór w poszukiwaniu go. Nie musiałam długo się rozglądać stał pod drzewem, obok swojego domu i wpatrywał się w niebo. Poszłam w jego kierunku.
-To co dziś robimy?- Zapytałam. Mężczyzna przeczesał ręką krótkie, czarne włosy i westchnął. Odwrócił się w moją stronę, uśmiechnął się i powiedział:
-Chodź pokażę Ci coś.
    Ruszyłam za nim. Szliśmy obok jezior i strumyków. Zastanawiałam się jakie zadać mu pytanie, żeby zabić niezręczną ciszę, aż w końcu przyszło mi coś do głowy.
-Opowiedz mi o was. O waszych zwyczajach, o przybieraniu postaci hm… w twoim przypadku geparda.
-Muszę na parę minut w ciągu doby stać się gepardem. My Dilmuńczycy jesteśmy niezwykłymi ludźmi, a raczej stworzeniami. Taka sama jest nasza miłość. Gdy raz nasze serce zabije mocniej, to już nigdy nie zabije dla kogoś innego.
-To znaczy, że…
-Dilmuńczycy zakochują się tylko raz w życiu- dokończył.

-Jak to tylko raz? Czyli kochacie wciąż jedną osobę?
-Tak.
-A czy ty już się w kimś zakochałeś?
-Nie. Lubię innych i mam przyjaciół, ale w nikim się nie zakochałem.
   James wypytywał się mnie o wiele, wiele rzeczy. Widać było, że jak najszybciej chciał zmienić temat o jego uczuciach związanych z jego rasą. Był bardzo ciekawy jak smakują frytki, hamburgery i inne niezdrowe potrawy. Oni jedzą tylko warzywa i owoce. Byłam ciekawa jaka jest jego rodzina i czy są sobie bliscy.
Szliśmy wciąż pod górkę. Zrobiło mi się gorąco i trochę się zmęczyłam, ale postanowiłam nie dać tego po sobie poznać. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Było pięknie. Staliśmy na wysokim wzgórzu. Na dole było widać wodospad i rzeki. Wokół nas rosło mnóstwo pięknych drzew. Miały biało-różowe kwiaty. Siedziały na nich ptaki, które ćwierkały swoje niesamowite pieśni.
    Przeszłam na drugą stronę wzgórza i tam już nie podobało mi się tak jak wcześniej, tak naprawdę nie podobało mi się tam w ogóle. Pnie drzew były spalone, a ich gałęzie były bez liści, wszędzie rozciągał się czarny dym. Nie wiem czy w ogóle docierało tam słońce. Domy był zaniedbane. Panował tam brud. Zadrżałam.
-Dlaczego tam tak jest? – Zapytałam.
-To nasi wrogowie. Prowadzimy wojnę od wielu lat. Są naszym przeciwieństwem. Nie znoszą przyrody i nie lubią porządku. Terytoria są podzielone. Ich jest po jednej stronie wzgórza, a nasze po drugiej. Musisz uważać, aby nic Ci się nie stało.
-Po waszej stronie są piękne widoki. Mogłabym tu przesiedzieć cały dzień.
-Hm, da się załatwić.
-Co? - Zdziwiłam się
-Siedź tu zaraz wracam.
    Piętnaście minut później James wrócił z kocem i koszykiem pełnym jedzenia. Bardzo mi się spodobał jego pomysł. Chętnie spędzę z nim tutaj czas. Znamy się jeden dzień, ale naprawdę go polubiłam.
-Serio chcesz tutaj siedzieć? Ze m n ą?
-Czemu nie? Lubię Cię. Teraz mi pomóż to rozłożyć. Próbowałam stłumić chichot i podeszłam do Jamesa i zabrałam mu koc i zaczęłam rozkładać go na trawie
    Kiedy już wszystko było gotowe usiedliśmy i zabraliśmy się do jedzenia. Spróbowałam nowych owoców i bardzo mi posmakowały. Mieszkanie tutaj nie byłoby złe, pomyślałam.
-Kim są twoi rodzice?- Zapytał.
-Mama jest nauczycielką, a tata ma własną firmę i często wyjeżdża w trasy. Mam też młodszą siostrę. Chodzi do pierwszej klasy i ma na imię Nikola. Właściwie to mam normalne życie jak zwykła dziewczyna w moim wieku. A twoi rodzice?
-My tutaj nie pracujemy. Każdy ma swoje pole i rośliny. Ubrania szyjemy sami.
    Siedzieliśmy tak jeszcze przez parę godzin, ale po pewnym czasie postanowiliśmy wrócić. Szliśmy tą samą drogą, ale zmieniło się w niej to, że o zachodzie słońca wszystko wyglądało jeszcze piękniej wszystkie zwierzęta przygotowywały się do snu, a słońce chowające się za horyzoncie działało na mnie jakby hipnotyzująco. Znaleźliśmy się znowu w domu Jamesa. Usiedliśmy w salonie w ciszy.
-Kiedy wróci twoja rodzina? I po co właściwie pojechali? Zapytałam
- Wrócą za dwa dni. Ruszyli aby kupić trochę zwierząt żeby mieć na przykład mleko i wełnę.
-Jak to kupić? Za co? Przecież powiedziałeś, że wy tu nie pracujecie.
-Bo tak jest. Właściwie to nie kupić tylko wymienić.
    Dzień minął szybko i ponownie położyłam się spać. James spał teraz w innym pokoju. Przewracałam się na łóżku z boku na bok jeszcze przez jakąś godzinę, myśląc co teraz dzieje się po drugiej stronie wzgórza. Nie dawało mi to zasnąć. Postanowiłam to sprawdzić.
    Ubrana w strój od Jamesa wstałam z łóżka i po ciemku wyszłam na dwór. Przypomniałam sobie w myślach drogę, którą dzisiaj szliśmy. Gdy dotarłam na miejsce zeszłam w dół. Śmierdziało tam spalenizną. Nadepnęłam nogą na coś twardego. Przyjrzałam się przedmiotowi, ale w ciemności niż nie zobaczyłam. Wzięłam to w ręce i stwierdziłam, że w stu procentach jest to kość.
    Szłam przed siebie. Nagle usłyszałam za sobą trzask gałęzi. Znieruchomiałam, przestraszona myślą, że ktoś za mną jest. Strach wziął nade mną górę. Puściłam się pędem przed siebie. Oczywiście z moim szczęściem potknęłam się o korzeń, jakby specjalnie wyrósł z pod ziemi akurat wtedy kiedy uciekałam przed kimś, lub przed czymś i runęłam jak długa na ziemię. Nagle poczułam w plecach ogromny ból. Ktoś wbił mi coś bardzo ostrego. Jedyny dźwięk jaki mogłam z siebie wydać to przerażający wrzask, aż sama nie mogłam uwierzyć, że to ja tak krzyknęłam. Łzy zaczynały napływać mi do oczu, próbowałam nie płakać ani krzyczeć, aby nie dać tej osobie, która mi to zrobiła satysfakcji Bolało jak diabli, jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. James ostrzegał mnie, że mam uważać na siebie. Dlaczego go nie posłuchałam? Nie wytrzymałam i zaczęłam histerycznie płakać i krzyczeć, aby przestał lecz to nie poskutkowało. Usłyszałam głośny ryk. To był chyba gepard, mój gepard. Ale skąd on wiedział ,że ja jestem tutaj? Przez jakąś chwile słyszałam odgłosy szarpaniny i przerażające kocie syczenie. Poczułam ulgę bo ktoś wyciągnął szpikulec z moich pleców. Czyjeś silne ramiona podniosły mnie, a potem widziałam już tylko znienawidzoną w tej chwili przeze mnie ciemność.

.................................................................................................................................

W końcu udało nam się napisać dla Was 3 rozdział naszego fantastycznego opowiadania być może uda nam się napisać 4 rozdział już jutro!

PS:Jak wiecie wyjeżdżamy na obóz i nie wiemy czy nam sie to uda. Tylko nie zapomnijcie o nas w czasie naszej nieobecności!

Pozdrawiamy Zuzia i Ola :) 

Przeprosiny

Przepraszamy!


Wyjeżdżamy jutro z Olą na obóz i  nie będzie nas CAŁY TYDZIEŃ! i nie będziemy mogły publikować Wam przez ten czas rozdziałów :( Ale nie bądźcie smutni rozdziały dodamy jeszcze dziś i być może jutro, a podczas obozu będziemy pisały kontynuacje!
Bardzo przepraszamy Ola i Zuzia