Rozdział
9
Obudziłam się w połowie nocy. Nie słyszałam chrapania
geparda. Pomyślałam, że może znowu gdzieś poszedł.
-James?- wyszeptałam.
-Jestem- powiedział tuż
przy moim uchu.
Odwróciłam się na drugi bok i zauważyłam, że leży obok mnie.
Nic nie powiedziałam bo byłam w zbyt dużym szoku. Nawet nie chciałam żeby się
odsuwał. Lubiłam jego towarzystwo. Właściwie to więcej niż lubiłam. James nawet
zaczął mi się trochę podobać…
-Czemu nie śpisz? – spytał,
przerywając moje rozmyślania.
-Mogę zadać Ci to samo
pytanie.
-Odpowiesz?- ponowił próbę
-Obudziłam się i tyle. A
ty? Czemu nie śpisz?
-Nie chce mi się spać.
-Mi też.
-Dziewczyno jest środek
nocy- oznajmił.
-No właśnie.
-Ja to nie to samo.
-Pff
Leżeliśmy w ciszy. James bawił się moimi długimi włosami, a
ja patrzyłam się w sufit.
-James?- zapytałam
-Tak?
-Jak myślisz, kiedy ja
wrócę do domu?
Westchnął po czym przez chwilę się zastanowił. Nastąpiła
cisza podczas, której ja też się zastanawiałam co będzie dalej.
-Nie wiem. – odpowiedział-
a chcesz wracać?
-Hm… Chcę i nie chcę. Chcę,
ponieważ tęsknię za domem i przyjaciółmi, ale nie chcę bo będzie mi wtedy
brakować ciebie i tego miejsca.
-Ja za Toba też będę
tęsknić.
Mimowolnie, słysząc te słowa uśmiechnęłam się lekko pod
nosem. Myślałam o tym co bym robiła
następnego dnia w normalnym świecie. Może byłabym na zakupach? A może
poznawałabym teraz jakiegoś fajnego chłopaka? Nie… w to raczej wątpię. Mam obok
siebie takiego faceta i myślę o innych!? Matko co ja ze sobą robię…
W pewnym momencie powieki zaczęły mi ciążyć i jakimś cudem
zasnęłam. Śniłam o tym, że byłam w domu. Mama gotowała coś w kuchni, a ja
pomagałam odrabiać lekcje mojej młodszej siostrze. Tak bardzo mi ich brakowało!
Nagle obudził mnie gwałtowny trzask. Zerwałam się na równe nogi razem z Jamsem.
-Co to było?- zapytałam
przerażona
-Cii…
Do pokoju wbiegł Will. Był spanikowany i widać było, że ma
coś bardzo ważnego do przekazania. Podeszłam żeby zapalić światło i wtedy
zobaczyłam, że ma rozwichrzone włosy i jest w pidżamie.
-Zgaś! Zgaś to szybko!-
krzyknął.
Posłusznie zgasiłam światło. Byłam przerażona i nie mogłam
się doczekać kiedy wreszcie Will nam powie, co się dzieje.
-Co ty tu robisz? – zapytał
spokojnie James.
-Idą tu! – wrzasnął Will.
-Idą? Czyli kto idzie?-
dopytywał się się dalej.
-Cała armia. Chcą zakończyć
tę wojnę raz na zawsze. Radzę wam stąd jak najszybciej uciekać.
-Chwila- przerwałam im- co
się dzieje?
-Tamci od nich idą tu
rozpętać wojnę- wytłumaczył szybko James.
- I co teraz?- zapytałam.
-Musimy uciekać!
-Ale gdzie?
-Całe wzgórze otacza rzeka.
Trzeba przez nią przepłynąć i dalej jest las. Tam się musimy schować. Trzeba
wziąć ciepłe rzeczy bo tutaj jest ciepło, ale tam będziesz szczękać zębami.
-O Boże…- wyrwało mi się.
-Spokojnie. Nie bój się.
Nic Ci się nie stanie.
-Nie tego się boję. Obawiam
się raczej o mieszkańców. Trzeba ich przecież ostrzec!
-Zajmę się tym- powiedział
James.
-Will, a ty? Będziesz
walczyć?- zapytałam cicho.
-Nie. Nigdy nie brałem
udziału w wojnie pomiędzy naszymi dwoma rodami, i nie mam zamiaru w niej brać
udziału.- powiedział twardo.
-To dobrze.
-Muszę już iść zanim
zauważą, że mnie nie ma. Trzymajcie się i… powodzenia.- zażyczył Will stojąc
już w progu.
-Dzięki- powiedział James
do brata.
-Dziękujemy- dodałam- Tobie
też życzymy powodzenia.
Gdy Will odszedł, James zajął się pakowaniem
najpotrzebniejszych rzeczy. Spakował namiot, śpiwory i ciepłe ubrania. Zabrał
też jeszcze jakieś jedzenie, a na resztę nie zwracałam uwagi. Byłam przerażona
całą tą sytuacją.
Kiedy już
się ubraliśmy i zabraliśmy rzeczy po cichu wymknęliśmy się z domu. Mieliśmy
zamiar iść jeszcze szybko ostrzec mieszkańców. Byli przygotowani na bitwę, ale
nie w nocy. Musieli wiedzieć co się dzieje.
Chodziliśmy
od domu do domu mówiąc szybko skąd to wiemy i prosząc o przekazanie informacji
dalej. Ludzie byli nam wdzięczni za ostrzeżenie. Obiecali walczyć z całych sił
i kazali uciekać, a szczególnie mi.
Gdy skończyliśmy informowanie ludzi o tym co nastąpi tej
nocy zaczęliśmy schodzić z wzgórza na sam dół. Ponieważ było ciemno i nic nie
widziałam, ciągle potykałam się o jakieś korzenie. Musieliśmy iść szybko a ja
tylko wszystko opóźniałam. Schodząc coraz niżej można było łatwo zauważyć
zmianę temperatury. Robiło się zimno, a przecież czekało nas jeszcze przepłynięcie
na drugą stronę rzeki.
Byliśmy już bardzo nisko. Zaczęłam sobie przypominać
wszystkie miłe chwile jakie tu przeżyłam. Zastanawiałam się czy jeszcze zastanę
to miejsce takim jakie było po wojnie. Czy odniesione zostaną duże straty? Czy
zginą ludzie? Na samą myśl po ciele przeszły mi ciarki.
Nagle znaleźliśmy się przy rzece. Zastanawiałam się jak
przejdziemy na drugą stronę. Woda musi być lodowata, a ja już prawie cała
zamarzłam.
-Co teraz?- spytałam
Jamesa.
-Musimy przejść na drugą
stronę.- odpowiedział.
-Tyle to ja wiem, ale jak?
Przecież jest tak zimno, a woda musi być jeszcze zimniejsza.
-Spokojnie. To łatwe. Ja
się zamienię w geparda. Ty mi wsiądziesz na plecy i przepłyniemy na drugą
stronę.
-Dobrze się czujesz?
-Jak najbardziej.
-James! Przecież ty
zamarzniesz! A ja Ci będę tylko obciążać. Trzeba wymyślić coś innego.
-Diana spokojnie. Mi nic
nie będzie, nawet nie odczuję różnicy temperatur. Nie zauważyłaś, że jestem bez
żadnej kurtki? Ty za to się trzęsiesz w niej. Moja temperatura ciała jest
ciągle taka sama i ma jakieś czterdzieści stopni, więc spokojnie. Poza tym
jesteś leciutka jak piórko.
-Ta…
-Dobra dosyć tego. Spieszy
nam się. Ja się zamieniam w geparda, ty przejmujesz plecak, wsiadasz mi na
plecy i jesteśmy na drugiej stronie.
Westchnęłam.
-Ufasz mi?- zapytał.
-Ufam, ale…
-Żadnych ale- przerwał mi.
Zrzucił z siebie plecak i błyskawicznie zamienił się w
geparda. Narzuciłam sobie bagaż na plecy. James pochylił się trochę na dół żeby
łatwiej było mi wsiąść.
-Raz kozie śmierć-
wybąkałam.
James na te słowa warknął. Wsiadłam mu na plecy i mocno
złapałam się jego futra. Usłyszałam chlust, co oznaczało, że jest w wodzie.
Nogi też miałam na jego plecach, a on poruszał się tak zgrabnie, że nie
poczułam na swoim ciele ani jednej kropelki.
Po kilkunastu sekundach poczułam już jak wychodzimy na ląd.
Zeskoczyłam z geparda, który od razu po moim zejściu zamienił się w człowieka.
-Uff… przeżyłam. –
powiedziałam z ulgą.
-Zabawne.- mruknął James
zabierając ode mnie plecak.
-Co dalej?- zapytałam.
-Idziemy w głąb lasu.
Ruszyliśmy przed siebie. W lesie było jeszcze zimniej niż
wcześniej. Powoli zaczynałam zamarzać. Szliśmy tak już chyba z pół godziny, a ja
miałam wrażenie, że jesteśmy dalej w tym samym miejscu. W pewnym momencie James
się zatrzymał.
-Tutaj rozkładamy namiot. –
oznajmił.
-T…to d…d…dobrze-
Powiedziałam przez zamarznięte usta.
-Matko ty prawie cała
zamarzłaś. Czemu nic nie mówiłaś?
-O…Ostrzegałeś,że bę…dzie z…zi…mno.
-Ale mogłaś mi powiedzieć.
Dobra nieważne. Szybko rozłożę namiot i wskoczysz pod śpiwór.
Przytaknęłam. James rzeczywiście szybko rozłożył namiot.
Zajęło mu to tylko kilka minut. Wyjął dla mnie śpiwór.
-Wskakuj. Musisz się
rozgrzać. – powiedział.
Natychmiastowo weszłam do namiotu. James rozpalał na
zewnątrz ognisko żeby było cieplej. Byliśmy w takim miejscu, że nikt nas by tu
nie znalazł, więc czułam się bezpiecznie. Po tej podróży stałam się strasznie
senna, tym bardziej, że w ciągu nocy spałam tylko kilka godzin.
Gdy zobaczyłam płomień ognia przez ścianę namiotu poczułam
się lepiej. Przynajmniej teraz coś widziałam. James wszedł do środka.
-Cieplej ci?- zapytał z
troską.
-T…trochę.- powiedziałam.
-Właśnie widzę… No już
posuń się rozgrzeję Cię.
-C…co? J…ak?
-Masz obok siebie
czterdzieści stopni i tego nie wykorzystasz?
-N..o r…racja.
Rozsunęłam śpiwór iw spuściłam do niego Jamesa. Był taki
ciepły, że chciałam go zamknąć w tym śpiworze i nie wypuścić. Przytulił mnie do
siebie tak, że było mi jeszcze przyjemniej.
Leżałam tak jeszcze długo i ciągle nie robiło mi się dosyć
ciepło. Ciało miałam wciąż zamarznięte. I nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy.
Były to odgłosy walki.
..............................................................................................................................
Oto i jest 9 rozdział. Przepraszam,że czekaliście tak długo, ale w ogóle nie miałam czasu. Za wszelkie błędy przepraszam, ale nie miałam czasu sprawdzić i jutro je poprawię. Bardzo proszę też o motywujące komentarze.
Pozdrawiam Ola :)