sobota, 23 marca 2013

Rozdział 9



Rozdział 9
         Obudziłam się w połowie nocy. Nie słyszałam chrapania geparda. Pomyślałam, że może znowu gdzieś poszedł.
-James?- wyszeptałam.
-Jestem- powiedział tuż przy moim uchu.
         Odwróciłam się na drugi bok i zauważyłam, że leży obok mnie. Nic nie powiedziałam bo byłam w zbyt dużym szoku. Nawet nie chciałam żeby się odsuwał. Lubiłam jego towarzystwo. Właściwie to więcej niż lubiłam. James nawet zaczął mi się trochę podobać…
-Czemu nie śpisz? – spytał, przerywając moje rozmyślania.
-Mogę zadać Ci to samo pytanie.
-Odpowiesz?- ponowił próbę
-Obudziłam się i tyle. A ty? Czemu nie śpisz?
-Nie chce mi się spać.
-Mi też.
-Dziewczyno jest środek nocy- oznajmił.
-No właśnie.
-Ja to nie to samo.
-Pff
         Leżeliśmy w ciszy. James bawił się moimi długimi włosami, a ja patrzyłam się w sufit.
-James?- zapytałam
-Tak?
-Jak myślisz, kiedy ja wrócę do domu?
         Westchnął po czym przez chwilę się zastanowił. Nastąpiła cisza podczas, której ja też się zastanawiałam co będzie dalej.
-Nie wiem. – odpowiedział- a chcesz wracać?
-Hm… Chcę i nie chcę. Chcę, ponieważ tęsknię za domem i przyjaciółmi, ale nie chcę bo będzie mi wtedy brakować ciebie i tego miejsca.
-Ja za Toba też będę tęsknić.
         Mimowolnie, słysząc te słowa uśmiechnęłam się lekko pod nosem.  Myślałam o tym co bym robiła następnego dnia w normalnym świecie. Może byłabym na zakupach? A może poznawałabym teraz jakiegoś fajnego chłopaka? Nie… w to raczej wątpię. Mam obok siebie takiego faceta i myślę o innych!? Matko co ja ze sobą robię…
         W pewnym momencie powieki zaczęły mi ciążyć i jakimś cudem zasnęłam. Śniłam o tym, że byłam w domu. Mama gotowała coś w kuchni, a ja pomagałam odrabiać lekcje mojej młodszej siostrze. Tak bardzo mi ich brakowało! Nagle obudził mnie gwałtowny trzask. Zerwałam się na równe nogi razem z Jamsem.
-Co to było?- zapytałam przerażona
-Cii…
         Do pokoju wbiegł Will. Był spanikowany i widać było, że ma coś bardzo ważnego do przekazania. Podeszłam żeby zapalić światło i wtedy zobaczyłam, że ma rozwichrzone włosy i jest w pidżamie.
-Zgaś! Zgaś to szybko!- krzyknął.
         Posłusznie zgasiłam światło. Byłam przerażona i nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie Will nam powie, co się dzieje.
-Co ty tu robisz? – zapytał spokojnie James.
-Idą tu! – wrzasnął Will.
-Idą? Czyli kto idzie?- dopytywał się się dalej.
-Cała armia. Chcą zakończyć tę wojnę raz na zawsze. Radzę wam stąd jak najszybciej uciekać.
-Chwila- przerwałam im- co się dzieje?
-Tamci od nich idą tu rozpętać wojnę- wytłumaczył szybko James.
- I co teraz?- zapytałam.
-Musimy uciekać!
-Ale gdzie?
-Całe wzgórze otacza rzeka. Trzeba przez nią przepłynąć i dalej jest las. Tam się musimy schować. Trzeba wziąć ciepłe rzeczy bo tutaj jest ciepło, ale tam będziesz szczękać zębami.
-O Boże…- wyrwało mi się.
-Spokojnie. Nie bój się. Nic Ci się nie stanie.
-Nie tego się boję. Obawiam się raczej o mieszkańców. Trzeba ich przecież ostrzec!
-Zajmę się tym- powiedział James.
-Will, a ty? Będziesz walczyć?- zapytałam cicho.
-Nie. Nigdy nie brałem udziału w wojnie pomiędzy naszymi dwoma rodami, i nie mam zamiaru w niej brać udziału.- powiedział twardo.
-To dobrze.
-Muszę już iść zanim zauważą, że mnie nie ma. Trzymajcie się i… powodzenia.- zażyczył Will stojąc już w progu.
-Dzięki- powiedział James do brata.
-Dziękujemy- dodałam- Tobie też życzymy powodzenia.
         Gdy Will odszedł, James zajął się pakowaniem najpotrzebniejszych rzeczy. Spakował namiot, śpiwory i ciepłe ubrania. Zabrał też jeszcze jakieś jedzenie, a na resztę nie zwracałam uwagi. Byłam przerażona całą tą sytuacją.
Kiedy już się ubraliśmy i zabraliśmy rzeczy po cichu wymknęliśmy się z domu. Mieliśmy zamiar iść jeszcze szybko ostrzec mieszkańców. Byli przygotowani na bitwę, ale nie w nocy. Musieli wiedzieć co się dzieje.
Chodziliśmy od domu do domu mówiąc szybko skąd to wiemy i prosząc o przekazanie informacji dalej. Ludzie byli nam wdzięczni za ostrzeżenie. Obiecali walczyć z całych sił i kazali uciekać, a szczególnie mi.
         Gdy skończyliśmy informowanie ludzi o tym co nastąpi tej nocy zaczęliśmy schodzić z wzgórza na sam dół. Ponieważ było ciemno i nic nie widziałam, ciągle potykałam się o jakieś korzenie. Musieliśmy iść szybko a ja tylko wszystko opóźniałam. Schodząc coraz niżej można było łatwo zauważyć zmianę temperatury. Robiło się zimno, a przecież czekało nas jeszcze przepłynięcie na drugą stronę rzeki.
         Byliśmy już bardzo nisko. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie miłe chwile jakie tu przeżyłam. Zastanawiałam się czy jeszcze zastanę to miejsce takim jakie było po wojnie. Czy odniesione zostaną duże straty? Czy zginą ludzie? Na samą myśl po ciele przeszły mi ciarki.
         Nagle znaleźliśmy się przy rzece. Zastanawiałam się jak przejdziemy na drugą stronę. Woda musi być lodowata, a ja już prawie cała zamarzłam.
-Co teraz?- spytałam Jamesa.
-Musimy przejść na drugą stronę.- odpowiedział.
-Tyle to ja wiem, ale jak? Przecież jest tak zimno, a woda musi być jeszcze zimniejsza.
-Spokojnie. To łatwe. Ja się zamienię w geparda. Ty mi wsiądziesz na plecy i przepłyniemy na drugą stronę.
-Dobrze się czujesz?
-Jak najbardziej.
-James! Przecież ty zamarzniesz! A ja Ci będę tylko obciążać. Trzeba wymyślić coś innego.
-Diana spokojnie. Mi nic nie będzie, nawet nie odczuję różnicy temperatur. Nie zauważyłaś, że jestem bez żadnej kurtki? Ty za to się trzęsiesz w niej. Moja temperatura ciała jest ciągle taka sama i ma jakieś czterdzieści stopni, więc spokojnie. Poza tym jesteś leciutka jak piórko.
-Ta…
-Dobra dosyć tego. Spieszy nam się. Ja się zamieniam w geparda, ty przejmujesz plecak, wsiadasz mi na plecy i jesteśmy na drugiej stronie.
Westchnęłam.
-Ufasz mi?- zapytał.
-Ufam, ale…
-Żadnych ale- przerwał mi.
         Zrzucił z siebie plecak i błyskawicznie zamienił się w geparda. Narzuciłam sobie bagaż na plecy. James pochylił się trochę na dół żeby łatwiej było mi wsiąść.
-Raz kozie śmierć- wybąkałam.
         James na te słowa warknął. Wsiadłam mu na plecy i mocno złapałam się jego futra. Usłyszałam chlust, co oznaczało, że jest w wodzie. Nogi też miałam na jego plecach, a on poruszał się tak zgrabnie, że nie poczułam na swoim ciele ani jednej kropelki.
         Po kilkunastu sekundach poczułam już jak wychodzimy na ląd. Zeskoczyłam z geparda, który od razu po moim zejściu zamienił się w człowieka.
-Uff… przeżyłam. – powiedziałam z ulgą.
-Zabawne.- mruknął James zabierając ode mnie plecak.
-Co dalej?- zapytałam.
-Idziemy w głąb lasu.
         Ruszyliśmy przed siebie. W lesie było jeszcze zimniej niż wcześniej. Powoli zaczynałam zamarzać. Szliśmy tak już chyba z pół godziny, a ja miałam wrażenie, że jesteśmy dalej w tym samym miejscu. W pewnym momencie James się zatrzymał.
-Tutaj rozkładamy namiot. – oznajmił.
-T…to d…d…dobrze- Powiedziałam przez zamarznięte usta.
-Matko ty prawie cała zamarzłaś. Czemu nic nie mówiłaś?
-O…Ostrzegałeś,że bę…dzie z…zi…mno.
-Ale mogłaś mi powiedzieć. Dobra nieważne. Szybko rozłożę namiot i wskoczysz pod śpiwór.
         Przytaknęłam. James rzeczywiście szybko rozłożył namiot. Zajęło mu to tylko kilka minut. Wyjął dla mnie śpiwór.
-Wskakuj. Musisz się rozgrzać. – powiedział.
         Natychmiastowo weszłam do namiotu. James rozpalał na zewnątrz ognisko żeby było cieplej. Byliśmy w takim miejscu, że nikt nas by tu nie znalazł, więc czułam się bezpiecznie. Po tej podróży stałam się strasznie senna, tym bardziej, że w ciągu nocy spałam tylko kilka godzin.
         Gdy zobaczyłam płomień ognia przez ścianę namiotu poczułam się lepiej. Przynajmniej teraz coś widziałam. James wszedł do środka.
-Cieplej ci?- zapytał z troską.
-T…trochę.- powiedziałam.
-Właśnie widzę… No już posuń się rozgrzeję Cię.
-C…co? J…ak?
-Masz obok siebie czterdzieści stopni i tego nie wykorzystasz?
-N..o r…racja.
         Rozsunęłam śpiwór iw spuściłam do niego Jamesa. Był taki ciepły, że chciałam go zamknąć w tym śpiworze i nie wypuścić. Przytulił mnie do siebie tak, że było mi jeszcze przyjemniej.
         Leżałam tak jeszcze długo i ciągle nie robiło mi się dosyć ciepło. Ciało miałam wciąż zamarznięte. I nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy. Były to odgłosy walki.
..............................................................................................................................
Oto i jest 9 rozdział. Przepraszam,że czekaliście tak długo, ale w ogóle nie miałam czasu. Za wszelkie błędy przepraszam, ale nie miałam czasu sprawdzić i jutro je poprawię. Bardzo proszę też o motywujące komentarze.
 Pozdrawiam Ola :)

środa, 13 marca 2013

The Versatile Blogger

Chciałabym serdecznie podziękować ~Ginny~ za nominację mojego bloga
<3

Zasady:
1. Podziękować nominującemu na jej/jego blogu.
2. Ujawnić siedem faktów o sobie.
3. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
4. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanego bloga.

Siedem faktów o mnie:

1. Kocham czytać książki
2. Lubię przyrodę
3. Mam szare oczy
4. Ubóstwiam grać w koszykówkę i siatkówkę
5. Dłuugie i ciemne blond włosy ;P
6. Ulubiony kolor zielony
7. Kocham ty… ty… tygrysy


Blogi, które nominuje::

1. http://the-howl-of-wolves.blogspot.com/
2. http://dream-for-the-dead.blogspot.com/
3. http://dream-for-the-dead.blogspot.com/
4. http://szareoczypantery.blogspot.com/
5. http://onegirl-oneman.blogspot.com/
6. http://bitwamarzen.blogspot.com/
7. http://paniciemnosci.blogspot.com/
8. http://zew-ksiezyca.blogspot.com/
9. http://anioly-nie-gryza.blogspot.co.uk/
10. http://vampire-curses.blog.onet.pl/

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 8



Rozdział 8

        Kiedy wstałam słońce było już wysoko na horyzoncie. Obliczyłam, że jestem tu już dwa miesiące. Ciekawe, jak długo to jeszcze potrwa? Myślałam nad tym co też bym teraz robiła, gdybym znajdowała się w swoim własnym domu. Na pewno jeszcze tam kiedyś wrócę.

         Zauważyłam pewną zmianę. Coś jest nie, tak… Już wiem! Nie towarzyszy mi poranne chrapanie mojego geparda.

-James? Gdzie jesteś?
         Brak odzewu. Wstałam. Moja noga natrafiła na jakiś papier. Był to list.


Diana!


Postaram się wrócić zanim się obudzisz, jeśli jednak wstałaś to udałem się do Willa rozwiązać pewne sprawy. Śniadanie jest gotowe w kuchni. Postaram się być niedługo.

James

        A więc to tak! On może sobie do niego chodzić i narażać się na niebezpieczeństwo, a ja nie!? No cóż… Obiecałam mu, że będę na siebie uważać. Poczekam aż wróci i dopiero wtedy się z nim rozmówię.

        Postanowiwszy to, udałam się do kuchni, bo byłam głodna jak wilk. Tak jak James napisał, śniadanie było gotowe. Była to cała miska sałatki, obok, której stał sok wiśniowy. Zabrałam się do jedzenia. Gdy już się najadłam posprzątałam po sobie i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się w szorty i luźną bluzkę na ramiączka. Dzisiaj znów było gorąco.

         Nie chciało mi się siedzieć w taką pogodę w domu, więc wzięłam jedną z książek, którą dostałam od Jamesa i udałam się na dwór. Po dwóch godzinach czytania zasnęłam.

         Kiedy się obudziłam było już ciemno. Jak mogłam tyle spać? Była pełnia więc blask księżyca oświetlał wszystko wokół. Przyszło mi do głowy nowe pytanie: Czemu Jamesa jeszcze nie było? Gdzie mógł się podziewać? Czy coś mu się stało? Wstałam i postanowiłam iść go poszukać. W domu na pewno go nie było, bo przyszedłby po mnie. Obiecałam na siebie uważać, ale to była wyjątkowa sytuacja. Puściłam się pędem przez alejkę, po której chodziliśmy każdego wieczoru.

-James? James! Gdzie jesteś!?

         Nic. Nikt nie odpowiadał. Zmęczona biegiem na chwilę przystanęłam. Usłyszałam dziwne sapanie, ale domyśliłam się, że to ja tak oddycham ze zmęczenia. Wstrzymałam oddech. Jednak to nie ja. Coś lub ktoś znajdował się w krzakach. Podeszłam bliżej i mnie zamurowało. To James. Leżał w krzakach zakrwawiony. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Weź się w garść, pomyślałam.

         Nagle ni stąd ni zowąd wyłoniła się pantera. To Will.

-Will! –krzyknęłam! – Pomóż mi!
         Natychmiast przybrał postać człowieka. Przyglądał mi się trochę zdezorientowany.

-Co się stało? – zapytał.

-Może ty mi powiesz!? James rano napisał mi, że idzie coś z tobą załatwić. Nie ma go cały dzień i kiedy idę go szukać znajduję go nieprzytomnego w krzakach! To ty mu to zrobiłeś!?

-Diana, uspokój się. Cały dzień siedziałem w domu. Nic mu nie zrobiłem.

-To kto…- urwałam bo uświadomiłam sobie, że to nie pora na takie pogaduszki. – Pomóż mi – powiedziałam ze łzami w oczach- pomóż mi z nim. Nie wiem, zanieś go do domu, a ja się nim zajmę. Zrób cokolwiek.

         Will jednym zwinnym susem znalazł się u boku Jamesa. Wziął go na ręce. Od razu było widać, że go nie doniesie.

-Nie dasz rady- powiedziałam załamana.

-Właśnie, że dam- sapnął- tylko się odsuń.

         Zrobiłam to co kazał. Z trudem doszliśmy do domu. Will położył Jamesa na kanapie. Przyjrzałam się mu. Miał twarz we krwi.

-Nic mu nie będzie- powiedział spokojnie Will- dostał trochę po twarzy, ale to wszystko.

- Nic mu nie będzie!? Człowieku on jest nieprzytomny!- wrzasnęłam.

- Spokojnie, wypsikali mu twarz czymś czego on nie toleruje to wszystko. Za jakieś piętnaście minut się obudzi.

-Uff… Skoro za piętnaście minut to… radzę Ci iść, tylko go zdenerwujesz.

- Nie, sama sobie nie poradzisz.

-Poradzę! No już sio.- Wygoniłam go. Na szczęście spokojnie wyszedł.

-To do zobaczenia.- Powiedział.

-Cześć.

         Zamknęłam za nim drzwi i udałam się poszukać jakiejś apteczki. Przeszukałam wszystkie szafki w kuchni i oczywiście znalazłam ją w ostatniej, którą przyszło mi do głowy sprawdzić. Od razu pobiegłam do salonu. Wzięłam jakiś opatrunek i polałam go płynem, który znajdował się w środku. Zabrałam się za wycieranie twarzy Jamesa. Była cała we krwi.

         Robiłam to przez dobre dziesięć minut kiedy nagle otworzył lekko oczy i powiedział:
-Nie musisz.

-Muszę.

         Próbował usiąść, ale nie miałam zamiaru mu na to pozwalać.

-Nie wierć się to szybciej skończę.

         Oczywiście mnie nie posłuchał i po mimo moich starań usiadł.

-Co Ci się stało? – zapytałam.

- Porozmawiamy rano. Jest późno a ty wyglądasz na wyczerpaną.

-James spałam prawie cały dzień. Nie jestem wyczerpana- skłamałam. Tak naprawdę to miałam dosyć wrażeń i najchętniej bym się od razu położyła spać.

-Nie kłam. Przepraszam, że się martwiłaś- powiedział- Nic mi nie będzie.

-Przepraszasz mnie? Nie masz za co!

-Mam, i dziękuję, gdyby nie ty to leżałbym tam jeszcze przez jakiś czas.

-Nie ma za co.- powtórzyłam się.

-No już. Spać, albo sam Cię zaniosę.

-Nie zaniesiesz.

-Zakład?
Nie odpowiedziałam, wiec wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.

-Mało Ci wrażeń?- spytałam- Puszczaj bo jeszcze sobie coś zrobisz! Nie masz jeszcze siły!
-Mam.

-Puszczaj! – Puścił mnie. Szkoda tylko, że już na moje łóżko.

-Dobranoc. – powiedział, zamieniając się w geparda i kładąc przy moim łóżku.

-Jesteś niemożliwy- mruknęłam.

         Zasnęłam z myślą o dzisiejszym dniu.
.............................................................................................................................
Oto 8 rozdzia
ł . Mam nadzieję, że się podoba, po mimo tego, że taki krótki. Proszę o komentarze.
                                                                                                   Pozdrawiam, Ola :)

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 7

Rozdział 7
         Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz, Kolejny piękny dzień. Hm... ciekawe czy spotkam dzisiaj Willa. PO części tego chciałam, a po części nie. Chciałabym go lepiej poznać. Może w środku jest inny niż tak jak opowiadał James. Ale z drugiej strony, nie chcę ich prowokować do bójki. Myślę,że długo tu nie zabawię, więc może udałoby mi się z nim jakoś zapoznać...              
-Głodna? – z moich przemyśleń wyrwał mnie hipnotyzujący głos Jamesa. Wydawał się być jeszcze przystojniejszy niż wcześniej.
         Ciemne włosy niesfornie opadały mu na czoło. Opalona skóra świeciła się w świetle słońca dochodzącego przez okno. W odpowiedzi na zadane mu pytanie głośno zaburczało mi w brzuchu.
-Widzę, że tak.- powiedział sam do siebie.
-Rzeczywiście- przyznałam- zjadłabym coś.
-Ubierz się, a ja coś przygotuję.-  powiedział uśmiechając się do mnie.
         Tak też zrobiłam. Wyjęłam z mojej nowej szafy (zrobionej własnoręcznie przez Jamesa) krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka, ponieważ zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Udałam się do łazienki wzięłam prysznic bo po wczorajszym zajściu nie zdążyłam tego zrobić.
         Kiedy ciepły strumień wody pulsował o moje obolałe mięśnie, wróciłam do swoich przerwanych myśli. Czy dane mi będzie spotkać jeszcze Willa? Jeśli tak, to w jakich okolicznościach? Czy nie popadnie w bójkę z Jamesem? Hm… Po krótkim namyśle, stwierdziłam, że mogę go jeszcze spotkać nie wywołując wojny pomiędzy braćmi. Chciałam z nim porozmawiać. Dowiedzieć się o nim czegoś, i oto wpadłam na genialny plan. Mogę przecież udać się wieczorem na samotny spacer. James nie musi ze mną iść… ale przecież on mi an to nie pozwoli! Przeklęta nadopiekuńczość, pomyślałam. Po prostu powiem mu, że nigdzie się nie oddalę i, że chcę pobyć trochę sama. Tak. Ten pomysł jest genialny.
        Po zakończeniu toku swego myślenia, wyszłam z pod prysznica i się ubrałam. Umyłam zęby i rozczesałam skołtunione włosy. Doprowadziwszy się do normalnego stanu, udałam się do kuchni. Na stole leżały już ugotowane jajka, pieczywo i przeróżne warzywa.
-Ojej- wyrwało mi się- nie trzeba było.
-To nic takiego- zapewnił James.- ja przecież też jem.
-No tak, ale doskonale wiem, że nie to miałeś na myśli robiąc to wszystko.
-Masz rację. Chciałem przeprosić za…
-Już wybaczyłam- przerwałam mu- jak jeszcze raz wypowiesz słowo „przepraszam” to się dopiero obrażę. A teraz nie gadaj tylko jak prawdziwy dżentelmen usiądź i zjedz ze mną śniadanie.
         W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie, ale James posłuchał. Podszedł do mnie i odsunął mi krzesło.
-Mówiąc dżentelmen nie chodziło mi, że dosłownie…
-To nie ma nic do rzeczy z tym co mówiłaś-zapewnił
         Nie odpowiedziałam. Od razu wzięłam się za jedzenie. Byłam głodna jak wilk, ale na szczęście wszystko było pyszne.     Gdy już oboje się najedliśmy odezwałam się pierwsza:
-Jakie plany na dziś?
-Hm… a coś konkretnego chciałabyś zrobić?
-Właściwie to nie, może coś zaproponujesz.
Po krótkim namyśle odpowiedział:
-Jest jeszcze wiele, wiele miejsc, których nie widziałaś i w jedno z nich się dzisiaj udamy. Może być?

-Jak najbardziej -zgodziłam się.
         Gdy już szliśmy zrobiło mi się strasznie gorąco. Na szczęście nie wspinałam się pod żadną górkę. Słońce świeciło jeszcze intensywniej niż rano, z tego powodu nie za bardzo widziałam gdzie idę. Pilnowałam tylko żeby iść krok w krok za Jamsem.
         Po dłuższym ciągu podróży, gwałtownie się zatrzymał, a ja wpadłam wprost na jego plecy, odbijając się od nich o ziemię.
-Matko, Diana! Nic nie jest!?- gwałtownie ruszył się, żeby pomóc mi wstać , a ja wybuchłam histerycznym śmiechem.
-Nie uderzyłaś się głową o ziemię?- zapytał widząc atak mojej głupawki.
-Nie po prostu… nie wiem z czego się śmieję, chyba z tego, że jestem taką sierotą,
-Tak troszeczkę- zadrwił ze mnie. W nagrodę dałam mu żartobliwego kuksańca.
         Pomógł mi wstać i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, w jak pięknym miejscu się znajduję. Staliśmy tuż u brzegu wspaniałego wodospadu. Wiał przyjemny wiatr. Wszędzie latało mnóstwo motyli. Woda była tak krystalicznie czysta ,że widziałam całe dno. Blask słońca odbijał się od olbrzymiego strumyku tworząc malutką, ledwie widoczną tęczę.
-Jeny… jak tu pięknie. W moim prawdziwym życiu mogę tylko o czymś takim pomarzyć.
-Rzeczywiście jest pięknie- przyznał.
         Staliśmy tak przez jakiś czas w milczeniu. Był zbyt zajęta przeczesywaniem wzroku tego miejsca, żeby powiedzieć cokolwiek. Niestety upał dawał mi się we znaki i na karku poczułam delikatnie spływające kropelki potu. Woda wyglądała tak kusząco, że miałam ochotę tylko tam wskoczyć i zacząć pływać. James jakby wyczuł moje rozmyślania i powiedział:
-Chcesz się może trochę przepłynąć?
-W ubraniach? -zapytałam.

-Jest taki upał, że jak tylko wyjdziesz to wyschną. No chodź, nic się nie stanie, chłodna woda dobrze nam zrobi.
         Nie odpowiadałam, więc sam się tym zajął. Podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
-James… co ty…? Pogięło Cię!? James!!! Puszczaj…
         Nie zdążyłam dokończyć bo znalazłam się pod wodą. Gdy się wynurzyłam, poczułam wielką ulgę. Nie było mi już tak gorąco. Zaraz po mnie z pod wody wyłonił się James.
-Zwariowałeś!- krzyknęłam z radością.
         Wyszczerzył zęby w uśmiechu i dał nurka pod wodę. Pociągnął mnie razem z sobą. Na szczęście umiałam pływać dosyć dobrze, Pod wodą zawsze wytrzymywałam bardzo długo i byłam w tym momencie z tego szczęśliwa. Dopiero gdy nurkując otworzyłam oczy, zauważyłam, że dno jeziorka, do którego spływała woda z wodospadu pokrywa cała masa kryształków. Wzięłam jeden w rękę i wypłynęłam na powierzchnię żeby przyjrzeć mu się dokładniej. Był piękny. Mienił się we wszystkich kolorach tęczy. Teraz uświadomiłam sobie jakie to miejsce jest piękne. Znów zanurzyłam się pod wodę, ale nie widziałam Jamesa. Gdy dalej przyglądałam się kryształkom coś, lub ktoś delikatnie objął mnie w pasie. Odwróciłam głowę i zauważyłam Jamesa. Zdjął gumkę z moich włosów tak ,że teraz pływały swobodnie. Sięgały mi do pasa i połyskiwały w świetle słońca dochodzącego do dna jeziorka. James uśmiechnął się do mnie, ale mnie nie puścił.
         Wciąż mnie obejmując patrzył mi się w oczy, Trochę zaczęło mi brakować tlenu więc dałam mu znak, że wynurzę się tylko na chwilę. Oczywiście zrobił to razem ze mną.
-Jest super- powiedziałam.
-Też tak myślę-potwierdził.- Pływamy jeszcze czy masz dosyć?
-Pływamy!
         Gdy nadchodził zachód słońca, James powiedział, że koniec na dzisiaj. Wyszliśmy z wody i usiedliśmy razem na jednej z dużych skał. Podziwialiśmy zachód słońca,siedząc w milczeniu.
-O czym myślisz?- zapytał James nadal patrząc przed siebie.
-O tym, że mogłoby tak być codziennie.
-Tak czyli jak?
-Tak czyli, że chętnie spędzałabym z tobą tak cały czas, że mogłabym się przyzwyczaić i być tu szczęśliwa.
-Myślę, że też bym był szczęśliwy gdybyś została- wyznał.
-Chciałabym, ale nie wiemy kiedy wrócę. Gdybym miała tu zostać bardzo długo, z pewnością zaczęłabym tęsknić za moją rodziną. Byłoby to trudne.
-Wiem- powiedział.
         Siedzieliśmy tak, dopóki słońce zupełnie nie zniknęło na horyzoncie. Po całym dniu byłam wyczerpana i od razu położyłam się spać,nie zdążyłam nawet zrealizować swojego planu,ale zasnęłam ukołysana do snu kocim mruczeniem.
...................................................................................................................................
Napisany przeze mnie rozdział. Mam nadzieję,że się podoba. Proszę o kilka komentarzy i dziękuję za dalsze czytanie.
Chcę jeszcze przeprosić za problemy z wielkością czcionki po prostu zawiesił mi się komputer i nie mogę tego poprawić.

                                                                                                  Ola :)