sobota, 2 marca 2013

Rozdział 7

Rozdział 7
         Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz, Kolejny piękny dzień. Hm... ciekawe czy spotkam dzisiaj Willa. PO części tego chciałam, a po części nie. Chciałabym go lepiej poznać. Może w środku jest inny niż tak jak opowiadał James. Ale z drugiej strony, nie chcę ich prowokować do bójki. Myślę,że długo tu nie zabawię, więc może udałoby mi się z nim jakoś zapoznać...              
-Głodna? – z moich przemyśleń wyrwał mnie hipnotyzujący głos Jamesa. Wydawał się być jeszcze przystojniejszy niż wcześniej.
         Ciemne włosy niesfornie opadały mu na czoło. Opalona skóra świeciła się w świetle słońca dochodzącego przez okno. W odpowiedzi na zadane mu pytanie głośno zaburczało mi w brzuchu.
-Widzę, że tak.- powiedział sam do siebie.
-Rzeczywiście- przyznałam- zjadłabym coś.
-Ubierz się, a ja coś przygotuję.-  powiedział uśmiechając się do mnie.
         Tak też zrobiłam. Wyjęłam z mojej nowej szafy (zrobionej własnoręcznie przez Jamesa) krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka, ponieważ zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Udałam się do łazienki wzięłam prysznic bo po wczorajszym zajściu nie zdążyłam tego zrobić.
         Kiedy ciepły strumień wody pulsował o moje obolałe mięśnie, wróciłam do swoich przerwanych myśli. Czy dane mi będzie spotkać jeszcze Willa? Jeśli tak, to w jakich okolicznościach? Czy nie popadnie w bójkę z Jamesem? Hm… Po krótkim namyśle, stwierdziłam, że mogę go jeszcze spotkać nie wywołując wojny pomiędzy braćmi. Chciałam z nim porozmawiać. Dowiedzieć się o nim czegoś, i oto wpadłam na genialny plan. Mogę przecież udać się wieczorem na samotny spacer. James nie musi ze mną iść… ale przecież on mi an to nie pozwoli! Przeklęta nadopiekuńczość, pomyślałam. Po prostu powiem mu, że nigdzie się nie oddalę i, że chcę pobyć trochę sama. Tak. Ten pomysł jest genialny.
        Po zakończeniu toku swego myślenia, wyszłam z pod prysznica i się ubrałam. Umyłam zęby i rozczesałam skołtunione włosy. Doprowadziwszy się do normalnego stanu, udałam się do kuchni. Na stole leżały już ugotowane jajka, pieczywo i przeróżne warzywa.
-Ojej- wyrwało mi się- nie trzeba było.
-To nic takiego- zapewnił James.- ja przecież też jem.
-No tak, ale doskonale wiem, że nie to miałeś na myśli robiąc to wszystko.
-Masz rację. Chciałem przeprosić za…
-Już wybaczyłam- przerwałam mu- jak jeszcze raz wypowiesz słowo „przepraszam” to się dopiero obrażę. A teraz nie gadaj tylko jak prawdziwy dżentelmen usiądź i zjedz ze mną śniadanie.
         W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie, ale James posłuchał. Podszedł do mnie i odsunął mi krzesło.
-Mówiąc dżentelmen nie chodziło mi, że dosłownie…
-To nie ma nic do rzeczy z tym co mówiłaś-zapewnił
         Nie odpowiedziałam. Od razu wzięłam się za jedzenie. Byłam głodna jak wilk, ale na szczęście wszystko było pyszne.     Gdy już oboje się najedliśmy odezwałam się pierwsza:
-Jakie plany na dziś?
-Hm… a coś konkretnego chciałabyś zrobić?
-Właściwie to nie, może coś zaproponujesz.
Po krótkim namyśle odpowiedział:
-Jest jeszcze wiele, wiele miejsc, których nie widziałaś i w jedno z nich się dzisiaj udamy. Może być?

-Jak najbardziej -zgodziłam się.
         Gdy już szliśmy zrobiło mi się strasznie gorąco. Na szczęście nie wspinałam się pod żadną górkę. Słońce świeciło jeszcze intensywniej niż rano, z tego powodu nie za bardzo widziałam gdzie idę. Pilnowałam tylko żeby iść krok w krok za Jamsem.
         Po dłuższym ciągu podróży, gwałtownie się zatrzymał, a ja wpadłam wprost na jego plecy, odbijając się od nich o ziemię.
-Matko, Diana! Nic nie jest!?- gwałtownie ruszył się, żeby pomóc mi wstać , a ja wybuchłam histerycznym śmiechem.
-Nie uderzyłaś się głową o ziemię?- zapytał widząc atak mojej głupawki.
-Nie po prostu… nie wiem z czego się śmieję, chyba z tego, że jestem taką sierotą,
-Tak troszeczkę- zadrwił ze mnie. W nagrodę dałam mu żartobliwego kuksańca.
         Pomógł mi wstać i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, w jak pięknym miejscu się znajduję. Staliśmy tuż u brzegu wspaniałego wodospadu. Wiał przyjemny wiatr. Wszędzie latało mnóstwo motyli. Woda była tak krystalicznie czysta ,że widziałam całe dno. Blask słońca odbijał się od olbrzymiego strumyku tworząc malutką, ledwie widoczną tęczę.
-Jeny… jak tu pięknie. W moim prawdziwym życiu mogę tylko o czymś takim pomarzyć.
-Rzeczywiście jest pięknie- przyznał.
         Staliśmy tak przez jakiś czas w milczeniu. Był zbyt zajęta przeczesywaniem wzroku tego miejsca, żeby powiedzieć cokolwiek. Niestety upał dawał mi się we znaki i na karku poczułam delikatnie spływające kropelki potu. Woda wyglądała tak kusząco, że miałam ochotę tylko tam wskoczyć i zacząć pływać. James jakby wyczuł moje rozmyślania i powiedział:
-Chcesz się może trochę przepłynąć?
-W ubraniach? -zapytałam.

-Jest taki upał, że jak tylko wyjdziesz to wyschną. No chodź, nic się nie stanie, chłodna woda dobrze nam zrobi.
         Nie odpowiadałam, więc sam się tym zajął. Podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
-James… co ty…? Pogięło Cię!? James!!! Puszczaj…
         Nie zdążyłam dokończyć bo znalazłam się pod wodą. Gdy się wynurzyłam, poczułam wielką ulgę. Nie było mi już tak gorąco. Zaraz po mnie z pod wody wyłonił się James.
-Zwariowałeś!- krzyknęłam z radością.
         Wyszczerzył zęby w uśmiechu i dał nurka pod wodę. Pociągnął mnie razem z sobą. Na szczęście umiałam pływać dosyć dobrze, Pod wodą zawsze wytrzymywałam bardzo długo i byłam w tym momencie z tego szczęśliwa. Dopiero gdy nurkując otworzyłam oczy, zauważyłam, że dno jeziorka, do którego spływała woda z wodospadu pokrywa cała masa kryształków. Wzięłam jeden w rękę i wypłynęłam na powierzchnię żeby przyjrzeć mu się dokładniej. Był piękny. Mienił się we wszystkich kolorach tęczy. Teraz uświadomiłam sobie jakie to miejsce jest piękne. Znów zanurzyłam się pod wodę, ale nie widziałam Jamesa. Gdy dalej przyglądałam się kryształkom coś, lub ktoś delikatnie objął mnie w pasie. Odwróciłam głowę i zauważyłam Jamesa. Zdjął gumkę z moich włosów tak ,że teraz pływały swobodnie. Sięgały mi do pasa i połyskiwały w świetle słońca dochodzącego do dna jeziorka. James uśmiechnął się do mnie, ale mnie nie puścił.
         Wciąż mnie obejmując patrzył mi się w oczy, Trochę zaczęło mi brakować tlenu więc dałam mu znak, że wynurzę się tylko na chwilę. Oczywiście zrobił to razem ze mną.
-Jest super- powiedziałam.
-Też tak myślę-potwierdził.- Pływamy jeszcze czy masz dosyć?
-Pływamy!
         Gdy nadchodził zachód słońca, James powiedział, że koniec na dzisiaj. Wyszliśmy z wody i usiedliśmy razem na jednej z dużych skał. Podziwialiśmy zachód słońca,siedząc w milczeniu.
-O czym myślisz?- zapytał James nadal patrząc przed siebie.
-O tym, że mogłoby tak być codziennie.
-Tak czyli jak?
-Tak czyli, że chętnie spędzałabym z tobą tak cały czas, że mogłabym się przyzwyczaić i być tu szczęśliwa.
-Myślę, że też bym był szczęśliwy gdybyś została- wyznał.
-Chciałabym, ale nie wiemy kiedy wrócę. Gdybym miała tu zostać bardzo długo, z pewnością zaczęłabym tęsknić za moją rodziną. Byłoby to trudne.
-Wiem- powiedział.
         Siedzieliśmy tak, dopóki słońce zupełnie nie zniknęło na horyzoncie. Po całym dniu byłam wyczerpana i od razu położyłam się spać,nie zdążyłam nawet zrealizować swojego planu,ale zasnęłam ukołysana do snu kocim mruczeniem.
...................................................................................................................................
Napisany przeze mnie rozdział. Mam nadzieję,że się podoba. Proszę o kilka komentarzy i dziękuję za dalsze czytanie.
Chcę jeszcze przeprosić za problemy z wielkością czcionki po prostu zawiesił mi się komputer i nie mogę tego poprawić.

                                                                                                  Ola :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz