Rozdział 12
Następny
dzień zapowiadał się normalnie. Czułam się jednak nieswojo. Miałam nadzieję, że
mama nie wie co robiłam w nocy.
-Coś jest z
Tobą nie tak...- zauważyła przy rodzinnym śniadaniu.
W tym momencie Nikola i tata
spojrzeli to na mnie, to na siebie, a ja starałam się zachować normalny wyraz
twarzy.
- Nic...
wszystko jest okej po prostu... niedługo koniec roku i egzaminy. To stres. Nie
przejmujcie się.- odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
- Wydaję mi
się, że chodzi o coś innego- mama kontynuowała.
Prychnęłam
-Mamo
przestań, o co może chodzić? O nic! Ciągle jakieś podejrzenia! Jak mówię to
mówię i koniec!
Powiedziawszy
to, wkurzona rzuciłam sie na górę. Słyszałam za sobą tylko ich śmiechy z moich
"humorków". Spakowałam książki do plecaka, uczesałam długie włosy i
zeszłam na dół.
-Idę do
szkoły- mruknęłam.
-Pa-
powiedziała mama, gdy zamykałam drzwi.
Na dworzu było bardzo ciepło. Wiał
lekki wietrzyk, który sprawiał, że moje włosy gładko płynęły w powietrzu.
Słońce oświetlało całą ulicę. Ta pogoda znowu dała mi na myśl wioskę Dilmun.
Tam zawsze był taka pogoda...
-Diana!
Diana, zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam sie i zobaczyłam , że
Lucas za mną biegnie. Po drodze rozsunął mu się plecak , z którego wypadły wszystkie
książki. Zaczęłam sie śmiać.
- Czy to
jest aż tak zabawne? - zapytał.
- Biorąc pod
uwagę twój wyraz twarzy to tak.- powiedziałam z uśmiechem- co chciałeś?
- Przywitać
się więc... hej.
-Cześć-
odpowiedziałam- nie stresujesz się przed nowym dniem w szkole?
- Już tyle
razy zmieniałem szkołę, że nie robi mi to różnicy.
- Czemu?
- Co, czemu?
-No, czemu
tyle razy zmieniałeś szkołę?
- A! Moi
rodzice lubią ciągłe podróże, mnie to nie kręci. Dla nich spanie w przyczepie
jest czymś fascynującym. Teraz kupiliśmy dom, ponieważ obiecali mi ,że nie
będziemy się już przeprowadzać, ale dla mnie jest to mało prawdopodobne. Są właścicielami marki z ubraniami więc, to,
że nie jesteśmy w stałym miejscu nie sprawia nam problemu.
- Aha...
- Tak wiem
to dziwne.
- Właśnie,
że nie. Dla mnie bardziej to ciekawe niż dziwne. Może usiądziesz ze mną w
ławce?
- Okej.
- Tylko jest
jeden warunek.
- No?
- Żadnych
głupich pytań i mnie nie denerwuj. - Zażądałam
- Tak jest-
zasalutował
Roześmiałam się. Może w końcu będę
miała jednego przyjaciela. Nie mam koleżanek. Wolałam zawsze samotność, ale
teraz kiedy pojawił się Lucas myślę, że się zaprzyjaźnimy.
W szkole na lekcjach nie skupiałam
się w ogóle. Ciągle myślałam o Jamsie i o tym czy nic mu się nie stało.
- Diana!-
usłyszałam krzyk nauczycielki i trzask linijki kiedy rysowałam wodospad z
wioski na końcu zeszytu.- Możesz mi powiedzieć co ty robisz!? Jest lekcja, przestań
się zabawiać i skup sie na pracy.
- Dobrze,
przepraszam. - wybąkałam.
Nie wiedziałam co teraz robimy.
Gorzej. Nawet nie zauważyłam jaka teraz lekcja, ponieważ pierwszy raz widziałam
kobietę, która na mnie nawrzeszczała.
- Lucas?-
szepnęłam do siedzącego ze mną w ławce blondyna.
-No?
-Jaka teraz
lekcja?
- Biologia.
Dziewczyno co się z tobą dzieje?
- Nic, po
prostu się zamyśliłam. A co to za nauczycielka? I skąd wie jak mam na imię?
- Mamy
zastępstwo. Na ławce stoi twoja wizytówka. Ogarnij się. Tak w ogóle to fajny
rysunek- powiedział z uśmiechem.
- Dzięki-
odpowiedziałam z nutką ironii.
Reszta lekcji wyglądała podobnie. Ja
odpływałam gdzieś indziej i dostawałam ochrzan od nauczycieli, po czym Lucas
ciągle mnie upominał o to żebym się opamiętała i zawsze efektem była kłótnia.
Miałam naprawdę zły dzień, więc kiedy lekcje się skończyły zadowolona wybiegłam
na dwór i pognałam do domu.
- Diana! No
czekaj!- usłyszałam głos, który oczywiście należał do blondyna.
- Co znowu!?
- No nie
denerwuj się. Już przepraszam. Tylko po prostu nie wiem, co ci się dzisiaj
stało?
-Nic! Po
prostu zły dzień! Najpierw rodzice, potem nauczyciele, a teraz ty! Odczepcie
się wreszcie dobra!?
- Dobrze już
idę. Nie denerwuj się. Pa- powiedziawszy to, uścisnął mnie przyjaźnie i pomknął
w druga stronę.
Jakim cudem on chce się ze mną
zadawać? Każdy normalny po moim napadzie, który właśnie odstawiłam pomknąłby
gdzie pieprz rośnie, a nawet i dalej.
-Lucas!
Przepraszam!- krzyknęłam kiedy już był ledwie widoczny.
- Nie
szkodzi!- odkrzyknął.
Przynajmniej mi wybaczył,
pomyślałam. Szłam do domu bardzo wolno. Kiedy weszłam, obiad już na mnie
czekał.
-Jesteś
głodna? - zapytała mama łagodnie.
-Bardzo-
odpowiedziałam z uśmiechem.
Po
zjedzeniu obiadu, postanowiłam iść na górę i odrobić lekcje żeby mieć potem
wolne. Musiałam przemyśleć pewne sprawy. Kiedy już kończyłam do mojego pokoju
weszła Nikola.
-Hej-
powiedziała
-Cześć.
-Co robisz?
- Lekcje, a
co chcesz?
-Nudzę się.
Porobisz coś ze mną?
-Hm...
możemy iść na spacer- zaproponowałam.
- Na
spacer...?- zapytała z westchnieniem.
-Oj no
chodź!- namawiałam.
- No
dobra...
Kiedy szłyśmy Nikola ciągle nadawała
a ja tylko przytakiwałam. Nadal rozmyślałam nad tym wszystkim. Czy Will pomoże
bratu? Czy Jamsowi nic nie jest? Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? Myśli nie
dawały mu spokoju. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone razem... po
policzku spłynęła mi łza najpierw jedna, a potem druga.
- Czemu
płaczesz?- zapytała Nikola.
-Ja... Ja
nie płaczę to tylko deszcz.
Jak na zawołanie zaczęło kropić.
Byłam za to bardzo wdzięczna. W duchu podziękowałam za ten drobny prezent.
- A no masz
rację- uśmiechnęła się siostra- wracamy już?
-Tak.
Gdy wróciłyśmy od razu poszłam na
górę. Te drobne łzy, które wtedy mogłabym nazwać rosą, zamieniły się w ogromną
ulewę. Płacząc zasnęłam na łóżku.
..............................................................................................................
Przepraszam za to długie czekanie! Teraz nie dość, że brak weny to wystawianie ocen... No cóż, mam nadzieję, że się podoba! Prosze o miłe komentarze!
Ola :)