Rozdział 2
Obudziłam się gdy
wschodziło słońce. Wciąż było ciemno. Chyba zemdlałam. Leżałam bokiem na
trawie. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Myliłam się. Ciągle leżałam na
ziemi, ale teraz dostrzegłam jakie to miejsce jest piękne.
Trawa cała zielona, wokół piękne drzewa z kwiatami i owocami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Niebo czyste i bezchmurne.Piękne, kolorowe motyle latały wszędzie. Było ciepło, nie za zimno, ani nie za ciepło. W sam raz. Krajobraz był cudowny.
Przekręciłam się na drugą stronę żeby zobaczyć co jest za mną. Jęknęłam bo wszystko zaczęło mnie boleć i zobaczyłam j e g o, a nagle wszystkie bóle odeszły jak za pstryknięciem palcami. Ten sam facet, którego widziałam w nocy. Zielone oczy patrzyły się we mnie jakby mogły wyczytać wszystko z mej duszy. Teraz widziałam go dokładnie. Był ubrany na czarno, miał ciemne włosy i umięśnione ciało. Wyglądał jak z rysunku. Był zabójczo przystojny i miał około dwudziestu lat. Hm, dobrze się składa bo ja mam siedemnaście.Wstałam i patrzyłam na niego, a on na mnie.
-To Ciebie widziałam w nocy prawda? – Zapytałam lekko drżącym głosem. Pokiwał głową. –Możesz mi powiedzieć co ja tu robię i kim jesteś?
-Nie wiem co tu robisz. Nie widziałem Cię. Nigdy.Mam na imię James.- Podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. – a ty?
-Ja…eee…
-Imię.
-A imię !Mam na imię Diana.-I jestem totalną idiotką, która się nie umie wysławiać.- Gdzie ja jestem?- Zapytałam rozglądając się wkoło.
-To wioska Dilmun. Mieszkam tu z rodziną.
-Rodziną?
-Mamą, tatą i starszym bratem.
-Aaaa
Po chwili milczenia zapytał:
-Myślałaś, że z kim?
-N..nie wiem.
Stałam pod drzewem i z zakłopotaniem rozglądałam się wokół szukając jakiejś ucieczki. Co ja tu robię? Gdzie ja jestem?
-Chodź. Znajdę dla ciebie jakiś pokój w moim domu.
-Pokój? Po co pokój? Ja mam swój dom! Muszę tam wracać, pewnie się o mnie martwią.
-Jesteś człowiekiem więc to, że znalazłaś się tu oznacza to, że tam czas się zatrzymał.
-No jasne, że jestem człowiekiem! Kim mam być? Nie wiem co tu robię, ale muszę wrócić do domu. M o j e g o domu. – Oznajmiłam zirytowana
-Pomogę Ci wrócić , ale na razie chodź. Pokażę Ci wszystko.- Stałam w miejscu i się w niego wpatrywałam.- Chodź albo Cię zaniosę.- Przewróciłam oczami i poszłam za nim.
Szliśmy przez piękną polane. Obok nas była rzeka. Woda była taka czysta, że widziałam jej dno. Wokół znów pojawiły się motyle. Na ziemi było mnóstwo kwiatów. Pachniało wiosną. Słońce grzało i wyszło już na niebo.
-Powiedziałeś, że jestem człowiekiem tak? To w takim razie kim ty jesteś?- Zapytałam zabijając niezręczną ciszę.
- Gepardem.
-C…co!?
-Eeee no tak.
-Jak to gepardem, przecież widzę Cię teraz jako człowieka tak?
-Tak ale mogę przybierać postać geparda.
-Ty żartujesz prawda?
-Nie.
-Udowodnij mi to.- Zażądałam.
Ani się obejrzałam, a przede mną stał gepard. Podszedł do mnie, a ja zesztywniałam z przerażenia. Spojrzałam mu głęboko w jego kocie ślepia i poczułam, że mogę mu zaufać.
O n naprawdę jest gepardem.
-Dobra już koniec demonstracji.- Powiedziałam, a on przybrał ludzką postać. Na szczęście był ubrany. Uff…
-To było ciekawe ale i przerażające.- Oznajmiłam.-Jak ty to robisz?
-Sam nie wiem. Po prostu to umiem od zawsze. Chodź jesteśmy prawie na miejscu.
Przed nami ukazało się mnóstwo domków ale były od siebie dosyć oddalone. Było tam zupełnie inaczej niż w moim mieście. Było bardzo czysto.To miejsce jest piękne. Wioska wyglądała prześlicznie. Wszędzie biegały koty, kury i inne zwierzęta, a za nimi roześmiane dzieci.
-Jesteśmy na miejscu. –Oznajmił gdy znaleźliśmy się przed niedużym, drewnianym domkiem.
-Jest tam ktoś?- Zapytałam z obawą ,że ktokolwiek może mnie zobaczyć.
-Nie, spokojnie. Chodź.
Weszliśmy do środka. Pachniało tam mango. W pomieszczeniu było czysto. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że dom jest dosyć duży, o wiele większy w środku niż się wydaje.James zaprowadził mnie do dość sporego pokoju.
-Tutaj dzisiaj będziesz spać.- Powiedział.
-Ja nie mogę. To twój dom. Nie chce robić kłopotu, a poza tym ja mam swój dom.
M u s z ę wrócić! Bardzo Ci dziękuję za gościnność, ale nie mogę tu zostać-Powiedziałam stanowczo.
-Posłuchaj-Powiedział.- Na razie nie możesz wrócić. Jesteś w innym świecie. Mało kto tu się zjawia z ludzi. Gdy ktoś tu przyjdzie to dlatego, że czegoś stąd potrzebuje, ma jakieś pragnienie i dopóki go nie spełni nie może wrócić.
Nie wiem czemu, ale w jego głosie było coś takiego, że mu wierzyłam. Ale jak ja mogę mieć pragnienie? Sama nie wiem o co chodzi, ale cóż jedyna osoba, której mogę wierzyć to on.
-No dobra-powiedziałam z westchnieniem- ale co z twoją rodziną? Nie będą mieli nic przeciwko?
-Na pewno nie. Teraz chodź się przejść.
-Co? Po co?
-Żeby się lepiej poznać.- Powiedział i do mnie mrugnął.
-Faceci… Każdy taki sam!
-Hm? Co? Mówiłaś coś?
-Nieważne- Wymamrotałam.
Poszłam za nim, rozmawialiśmy i było całkiem przyjemnie. James był miły. Polubiłam go.
-James?
-Tak?
-Ile ty właściwie masz lat?- Zapytałam zaciekawiona.
-Pięćdziesiąt dwa.
-Co!?- Wrzasnęłam.
-Przecież żartuję.
-Uff… To ile?
- Dwadzieścia jeden. A ty?
-Siedemnaście.
Szliśmy jeszcze długo i rozmawialiśmy. James jakoczłowiek zachowuje swoje kocie cechy na przykład chodzi tak cicho i zgrabnie,ja jednak łamię każdą napotkaną gałązkę. Dowiedziałam się, że u nich nie ma takich gier jak piłka nożna albo koszykówka. Nie noszą też neonowych kolorów. Gdy zapytałam Jamesa czy obchodzą święta powiedział, że nie.
Wiedział co to, ale u nich większość nie zna takiego słowa.
Gdy zachodziło już słońce postanowiliśmy wrócić do domu. James dał mi pidżamę i pościelił łóżko. Zapewniał, że przez długi czas nikt nie wróci i nie mam się czym martwić. Zamienił się w geparda i położył przy moim łóżku, a ja zapadłam w głęboki, spokojny sen.
Trawa cała zielona, wokół piękne drzewa z kwiatami i owocami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Niebo czyste i bezchmurne.Piękne, kolorowe motyle latały wszędzie. Było ciepło, nie za zimno, ani nie za ciepło. W sam raz. Krajobraz był cudowny.
Przekręciłam się na drugą stronę żeby zobaczyć co jest za mną. Jęknęłam bo wszystko zaczęło mnie boleć i zobaczyłam j e g o, a nagle wszystkie bóle odeszły jak za pstryknięciem palcami. Ten sam facet, którego widziałam w nocy. Zielone oczy patrzyły się we mnie jakby mogły wyczytać wszystko z mej duszy. Teraz widziałam go dokładnie. Był ubrany na czarno, miał ciemne włosy i umięśnione ciało. Wyglądał jak z rysunku. Był zabójczo przystojny i miał około dwudziestu lat. Hm, dobrze się składa bo ja mam siedemnaście.Wstałam i patrzyłam na niego, a on na mnie.
-To Ciebie widziałam w nocy prawda? – Zapytałam lekko drżącym głosem. Pokiwał głową. –Możesz mi powiedzieć co ja tu robię i kim jesteś?
-Nie wiem co tu robisz. Nie widziałem Cię. Nigdy.Mam na imię James.- Podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. – a ty?
-Ja…eee…
-Imię.
-A imię !Mam na imię Diana.-I jestem totalną idiotką, która się nie umie wysławiać.- Gdzie ja jestem?- Zapytałam rozglądając się wkoło.
-To wioska Dilmun. Mieszkam tu z rodziną.
-Rodziną?
-Mamą, tatą i starszym bratem.
-Aaaa
Po chwili milczenia zapytał:
-Myślałaś, że z kim?
-N..nie wiem.
Stałam pod drzewem i z zakłopotaniem rozglądałam się wokół szukając jakiejś ucieczki. Co ja tu robię? Gdzie ja jestem?
-Chodź. Znajdę dla ciebie jakiś pokój w moim domu.
-Pokój? Po co pokój? Ja mam swój dom! Muszę tam wracać, pewnie się o mnie martwią.
-Jesteś człowiekiem więc to, że znalazłaś się tu oznacza to, że tam czas się zatrzymał.
-No jasne, że jestem człowiekiem! Kim mam być? Nie wiem co tu robię, ale muszę wrócić do domu. M o j e g o domu. – Oznajmiłam zirytowana
-Pomogę Ci wrócić , ale na razie chodź. Pokażę Ci wszystko.- Stałam w miejscu i się w niego wpatrywałam.- Chodź albo Cię zaniosę.- Przewróciłam oczami i poszłam za nim.
Szliśmy przez piękną polane. Obok nas była rzeka. Woda była taka czysta, że widziałam jej dno. Wokół znów pojawiły się motyle. Na ziemi było mnóstwo kwiatów. Pachniało wiosną. Słońce grzało i wyszło już na niebo.
-Powiedziałeś, że jestem człowiekiem tak? To w takim razie kim ty jesteś?- Zapytałam zabijając niezręczną ciszę.
- Gepardem.
-C…co!?
-Eeee no tak.
-Jak to gepardem, przecież widzę Cię teraz jako człowieka tak?
-Tak ale mogę przybierać postać geparda.
-Ty żartujesz prawda?
-Nie.
-Udowodnij mi to.- Zażądałam.
Ani się obejrzałam, a przede mną stał gepard. Podszedł do mnie, a ja zesztywniałam z przerażenia. Spojrzałam mu głęboko w jego kocie ślepia i poczułam, że mogę mu zaufać.
O n naprawdę jest gepardem.
-Dobra już koniec demonstracji.- Powiedziałam, a on przybrał ludzką postać. Na szczęście był ubrany. Uff…
-To było ciekawe ale i przerażające.- Oznajmiłam.-Jak ty to robisz?
-Sam nie wiem. Po prostu to umiem od zawsze. Chodź jesteśmy prawie na miejscu.
Przed nami ukazało się mnóstwo domków ale były od siebie dosyć oddalone. Było tam zupełnie inaczej niż w moim mieście. Było bardzo czysto.To miejsce jest piękne. Wioska wyglądała prześlicznie. Wszędzie biegały koty, kury i inne zwierzęta, a za nimi roześmiane dzieci.
-Jesteśmy na miejscu. –Oznajmił gdy znaleźliśmy się przed niedużym, drewnianym domkiem.
-Jest tam ktoś?- Zapytałam z obawą ,że ktokolwiek może mnie zobaczyć.
-Nie, spokojnie. Chodź.
Weszliśmy do środka. Pachniało tam mango. W pomieszczeniu było czysto. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że dom jest dosyć duży, o wiele większy w środku niż się wydaje.James zaprowadził mnie do dość sporego pokoju.
-Tutaj dzisiaj będziesz spać.- Powiedział.
-Ja nie mogę. To twój dom. Nie chce robić kłopotu, a poza tym ja mam swój dom.
M u s z ę wrócić! Bardzo Ci dziękuję za gościnność, ale nie mogę tu zostać-Powiedziałam stanowczo.
-Posłuchaj-Powiedział.- Na razie nie możesz wrócić. Jesteś w innym świecie. Mało kto tu się zjawia z ludzi. Gdy ktoś tu przyjdzie to dlatego, że czegoś stąd potrzebuje, ma jakieś pragnienie i dopóki go nie spełni nie może wrócić.
Nie wiem czemu, ale w jego głosie było coś takiego, że mu wierzyłam. Ale jak ja mogę mieć pragnienie? Sama nie wiem o co chodzi, ale cóż jedyna osoba, której mogę wierzyć to on.
-No dobra-powiedziałam z westchnieniem- ale co z twoją rodziną? Nie będą mieli nic przeciwko?
-Na pewno nie. Teraz chodź się przejść.
-Co? Po co?
-Żeby się lepiej poznać.- Powiedział i do mnie mrugnął.
-Faceci… Każdy taki sam!
-Hm? Co? Mówiłaś coś?
-Nieważne- Wymamrotałam.
Poszłam za nim, rozmawialiśmy i było całkiem przyjemnie. James był miły. Polubiłam go.
-James?
-Tak?
-Ile ty właściwie masz lat?- Zapytałam zaciekawiona.
-Pięćdziesiąt dwa.
-Co!?- Wrzasnęłam.
-Przecież żartuję.
-Uff… To ile?
- Dwadzieścia jeden. A ty?
-Siedemnaście.
Szliśmy jeszcze długo i rozmawialiśmy. James jakoczłowiek zachowuje swoje kocie cechy na przykład chodzi tak cicho i zgrabnie,ja jednak łamię każdą napotkaną gałązkę. Dowiedziałam się, że u nich nie ma takich gier jak piłka nożna albo koszykówka. Nie noszą też neonowych kolorów. Gdy zapytałam Jamesa czy obchodzą święta powiedział, że nie.
Wiedział co to, ale u nich większość nie zna takiego słowa.
Gdy zachodziło już słońce postanowiliśmy wrócić do domu. James dał mi pidżamę i pościelił łóżko. Zapewniał, że przez długi czas nikt nie wróci i nie mam się czym martwić. Zamienił się w geparda i położył przy moim łóżku, a ja zapadłam w głęboki, spokojny sen.
.................................................................................................................................
Oto rozdział drugi. Mamy z Olą wielka wenę twórczą mamy nadzieję, że się Wam podoba. Liczymy na kilka komentarzy trzeci rozdział pokarze się już nie długo!
Wasze autorki Zuzia i Ola :)