Rozdział 10
Nie wiem jakim cudem, ale jakoś udało mi się zasnąć. Śniłam o
tym ,że pływam w wodzie. Nagle bardzo
chciałam zaczerpnąć powietrza, ale nie mogłam wypłynąć, bo byłam za głęboko. Uderzyłam o skałę. Poczułam potężny ból w
plecach. Nie czułam nóg.
Z koszmaru obudziły mnie odgłosy
ludzi. Ktoś tu był. Szybko wstałam. Zaczęłam sprawdzać czy nie ma zagrożenia.
Kiedy byłam w pełni świadoma ,że odeszli zapytałam:
-James?
Brak odzewu.
-James!?- Spróbowałam jeszcze raz tylko trochę głośniej.
-James?
Brak odzewu.
-James!?- Spróbowałam jeszcze raz tylko trochę głośniej.
Kiedy po raz drugi towarzyszyła mi
cisza, postanowiłam, że wyjdę z namiotu. Ognisko nadal sie paliło. Właściwie
nie zauważyłam żadnej zmiany. Co mam robić? Gdzie pójść? Czy może lepiej
zostać? Nie. Postanowiłam iść przed siebie i szukać Jamesa.
Nawet nie wiedziałam gdzie szłam. Gdziekolwiek.
Chodziłam już tak dwie godziny, aż w końcu zapomniałam, w która stronę wraca
się do naszego namiotu. Spojrzałam w niebo. Tata kiedyś uczył mnie jak wyczytać
drogę z gwiazd kiedy się zgubię, ale to było tak dawno... Nic nie pamiętałam. Postanowiłam
iść dalej. Może w końcu uda mi się go znaleźć, a jak nie to... to nie wiem! Coś
musze zrobić! Przecież nie zostanę tu do końca życia! Boże jaka ze mnie
egoistka! Jamesowi może dziać sie teraz coś okropnego, a ja myślę o sobie!
Musze go znaleźć! W moim ataku furii zaczęłam biec sprintem przed siebie. Nie
wiedziałam co robie, ale wiedziałam jedno. Musze znaleźć Jamesa.
Cos mi kazało go znaleźć. Czułam to
cos w całym swoim ciele jak małe ukłucie w sercu. Dziwne to uczucie. Biegłam
dalej. Tysiące myśli kłębiło mi sie w głowie. Porwali go. Jest torturowany.
Gdybym nie ja nie było by tego. Jakbym sie obudziła to może wszystko było by
teraz w porządku. Chciałam uciec od tych myśli, ale nie mogłam. Biegłam wciąż
przed siebie. Kłucie nadal rosło. W końcu musiałam to z siebie wyrzucić i
wrzasnęłam na cały las. Mój okrzyk bólu i rozpaczy odbił sie echem wśród
wysokich drzew. Zatrzymałam się tylko na chwilę, ale po krótkim czasie dalej
biegłam przed siebie.
Obraz zaczął mi się rozmywać. Nagle
już nie biegłam tylko wlokłam za sobą ciężkie nogi. Zrobiło mi sie ciemno przed
oczami. Zamknęłam je, a gdy otworzyłam... Byłam w swoim pokoju i leżałam na
łóżku.
Podniosłam głowę. Czy to był sen?
Nie, to nie mógł być sen. Wszystko było za realne. Serce nadal bardzo mnie kłuło.
Poczułam rozpacz i przygnębienie. Chciałam sie gdzieś schować. Nie. Chciałam
tam wrócić. Chciałam znaleźć Jamesa. Ale czy on naprawdę istnieje? Istnieje!
Musi istnieć! To nie mógł być sen. Sny nie są aż tak realne. Pamiętam wszystko.
Zielone oczy. Gepard. Wyprawa na wzgórze. Moja rana w plecach. Nowy pokój.
James w krzakach. Czarne oczy. Pantera. Kłótnia braci. NIE! To wszystko prawda.
M u s z ę tam wracać. M u s z ę go
uratować. Wpadnie w niebezpieczeństwo! On nie wie, że ja jestem u siebie.!
Do głowy przyszło mi nowe pytanie...Jak
ja tu wróciłam? Przecież nie chciałam. Nic nie zrobiłam. Nie spełniłam żadnego
zadania, żadnej misji. Nic. Wiec czemu tu jestem? Na to nie mam odpowiedzi i
raczej jej nie znajdę.
Nagle do pokoju wpadła moja siostra.
Patrzyła się na mnie dziwnie. Może przez ten cały czas mnie tu nie było?
-Co chcesz? - zapytałam zdezorientowana.
-Co chcesz? - zapytałam zdezorientowana.
-Mogę pożyczyć twojego laptopa?
-Weź go i
zejdź mi z oczu. - Burknęłam.
Patrzyłam jak Nikola zabiera mój
komputer i wychodzi. Kiedy sobie poszła dalej myślałam nad tym wszystkim. Musze
tam wrócić. Ale jak? Hm... Tak jak się dostałam! Zaraz... tylko ja nie wiem jak
się tam dostałam. Pamiętam, że położyłam sie spać... Może to jest sposób!
Akurat jestem strasznie śpiąca! Ułożyłam sie wygodnie na łóżku i zamknęłam
oczy. Od razu zalała mnie fala ciemności.
Ciemność. Wszędzie ciemność. Nagle
zobaczyłam dwa malutkie światełka. Świeciły się na zielono. Znam je. Nie wiem
tylko skąd... Po krótkim czasie uświadomiłam sobie, że to nie światełka tylko
oczy!
-James!-
krzyknęłam.- James nie wiem jak sie do Ciebie dostać! Ja... jestem tu. To
znaczy jestem u siebie! Pomóż mi! Ja chcę tam wrócić musze tam wrócić! Błagam!
Obraz zaczął się rozmywać. Dwa
zielone światełka stały sie wielkimi żółtymi plamami. Zaczęłam spadać. Spadłam i
już nic nie czułam.
.....................................................................................................................................
Mam nadzieję,że sie podoba. Przepraszam,że taki krótki, ale pisałam go teraz. Przepraszam jeszcze za tak małą aktywność, ale to się poprawi. Proszę o motywujące komentarze i polecanie tego bloga znajomym :)
Ola :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńStrasznie się wkręciłam z tę opowieść, i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Mogę się chociaż w przybliżeniu dowiedzieć, kiedy będzie?
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz :) Jesli możesz to prosze zachęć znajomych do czytania ;) Nowy rozdział postaram się dodać dzisiaj lub jutro :)
OdpowiedzUsuń