piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 3

Rozdział 3  


 Kiedy się obudziłam Jamesa nie było. Wstałam i wyszłam na dwór. Było bardzo przyjemnie. Słońce już wzeszło i poranny wietrzyk miło mnie owiewał.
-Wyspałaś się? –Usłyszałam męski głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Jamesa.
-Tak. Dzięki za nocleg.
-Nie ma sprawy. Chodź Królewno Śnieżko trzeba się ubrać.
-Królewno Śnieżko?- Zapytałam drwiąco- Idę, już idę.
    Ze zdziwieniem patrzyłam na ubrania i szczotkę od Jamesa. Uczesałam moje kasztanowe włosy i ponownie ruszyłam na dwór w poszukiwaniu go. Nie musiałam długo się rozglądać stał pod drzewem, obok swojego domu i wpatrywał się w niebo. Poszłam w jego kierunku.
-To co dziś robimy?- Zapytałam. Mężczyzna przeczesał ręką krótkie, czarne włosy i westchnął. Odwrócił się w moją stronę, uśmiechnął się i powiedział:
-Chodź pokażę Ci coś.
    Ruszyłam za nim. Szliśmy obok jezior i strumyków. Zastanawiałam się jakie zadać mu pytanie, żeby zabić niezręczną ciszę, aż w końcu przyszło mi coś do głowy.
-Opowiedz mi o was. O waszych zwyczajach, o przybieraniu postaci hm… w twoim przypadku geparda.
-Muszę na parę minut w ciągu doby stać się gepardem. My Dilmuńczycy jesteśmy niezwykłymi ludźmi, a raczej stworzeniami. Taka sama jest nasza miłość. Gdy raz nasze serce zabije mocniej, to już nigdy nie zabije dla kogoś innego.
-To znaczy, że…
-Dilmuńczycy zakochują się tylko raz w życiu- dokończył.

-Jak to tylko raz? Czyli kochacie wciąż jedną osobę?
-Tak.
-A czy ty już się w kimś zakochałeś?
-Nie. Lubię innych i mam przyjaciół, ale w nikim się nie zakochałem.
   James wypytywał się mnie o wiele, wiele rzeczy. Widać było, że jak najszybciej chciał zmienić temat o jego uczuciach związanych z jego rasą. Był bardzo ciekawy jak smakują frytki, hamburgery i inne niezdrowe potrawy. Oni jedzą tylko warzywa i owoce. Byłam ciekawa jaka jest jego rodzina i czy są sobie bliscy.
Szliśmy wciąż pod górkę. Zrobiło mi się gorąco i trochę się zmęczyłam, ale postanowiłam nie dać tego po sobie poznać. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Było pięknie. Staliśmy na wysokim wzgórzu. Na dole było widać wodospad i rzeki. Wokół nas rosło mnóstwo pięknych drzew. Miały biało-różowe kwiaty. Siedziały na nich ptaki, które ćwierkały swoje niesamowite pieśni.
    Przeszłam na drugą stronę wzgórza i tam już nie podobało mi się tak jak wcześniej, tak naprawdę nie podobało mi się tam w ogóle. Pnie drzew były spalone, a ich gałęzie były bez liści, wszędzie rozciągał się czarny dym. Nie wiem czy w ogóle docierało tam słońce. Domy był zaniedbane. Panował tam brud. Zadrżałam.
-Dlaczego tam tak jest? – Zapytałam.
-To nasi wrogowie. Prowadzimy wojnę od wielu lat. Są naszym przeciwieństwem. Nie znoszą przyrody i nie lubią porządku. Terytoria są podzielone. Ich jest po jednej stronie wzgórza, a nasze po drugiej. Musisz uważać, aby nic Ci się nie stało.
-Po waszej stronie są piękne widoki. Mogłabym tu przesiedzieć cały dzień.
-Hm, da się załatwić.
-Co? - Zdziwiłam się
-Siedź tu zaraz wracam.
    Piętnaście minut później James wrócił z kocem i koszykiem pełnym jedzenia. Bardzo mi się spodobał jego pomysł. Chętnie spędzę z nim tutaj czas. Znamy się jeden dzień, ale naprawdę go polubiłam.
-Serio chcesz tutaj siedzieć? Ze m n ą?
-Czemu nie? Lubię Cię. Teraz mi pomóż to rozłożyć. Próbowałam stłumić chichot i podeszłam do Jamesa i zabrałam mu koc i zaczęłam rozkładać go na trawie
    Kiedy już wszystko było gotowe usiedliśmy i zabraliśmy się do jedzenia. Spróbowałam nowych owoców i bardzo mi posmakowały. Mieszkanie tutaj nie byłoby złe, pomyślałam.
-Kim są twoi rodzice?- Zapytał.
-Mama jest nauczycielką, a tata ma własną firmę i często wyjeżdża w trasy. Mam też młodszą siostrę. Chodzi do pierwszej klasy i ma na imię Nikola. Właściwie to mam normalne życie jak zwykła dziewczyna w moim wieku. A twoi rodzice?
-My tutaj nie pracujemy. Każdy ma swoje pole i rośliny. Ubrania szyjemy sami.
    Siedzieliśmy tak jeszcze przez parę godzin, ale po pewnym czasie postanowiliśmy wrócić. Szliśmy tą samą drogą, ale zmieniło się w niej to, że o zachodzie słońca wszystko wyglądało jeszcze piękniej wszystkie zwierzęta przygotowywały się do snu, a słońce chowające się za horyzoncie działało na mnie jakby hipnotyzująco. Znaleźliśmy się znowu w domu Jamesa. Usiedliśmy w salonie w ciszy.
-Kiedy wróci twoja rodzina? I po co właściwie pojechali? Zapytałam
- Wrócą za dwa dni. Ruszyli aby kupić trochę zwierząt żeby mieć na przykład mleko i wełnę.
-Jak to kupić? Za co? Przecież powiedziałeś, że wy tu nie pracujecie.
-Bo tak jest. Właściwie to nie kupić tylko wymienić.
    Dzień minął szybko i ponownie położyłam się spać. James spał teraz w innym pokoju. Przewracałam się na łóżku z boku na bok jeszcze przez jakąś godzinę, myśląc co teraz dzieje się po drugiej stronie wzgórza. Nie dawało mi to zasnąć. Postanowiłam to sprawdzić.
    Ubrana w strój od Jamesa wstałam z łóżka i po ciemku wyszłam na dwór. Przypomniałam sobie w myślach drogę, którą dzisiaj szliśmy. Gdy dotarłam na miejsce zeszłam w dół. Śmierdziało tam spalenizną. Nadepnęłam nogą na coś twardego. Przyjrzałam się przedmiotowi, ale w ciemności niż nie zobaczyłam. Wzięłam to w ręce i stwierdziłam, że w stu procentach jest to kość.
    Szłam przed siebie. Nagle usłyszałam za sobą trzask gałęzi. Znieruchomiałam, przestraszona myślą, że ktoś za mną jest. Strach wziął nade mną górę. Puściłam się pędem przed siebie. Oczywiście z moim szczęściem potknęłam się o korzeń, jakby specjalnie wyrósł z pod ziemi akurat wtedy kiedy uciekałam przed kimś, lub przed czymś i runęłam jak długa na ziemię. Nagle poczułam w plecach ogromny ból. Ktoś wbił mi coś bardzo ostrego. Jedyny dźwięk jaki mogłam z siebie wydać to przerażający wrzask, aż sama nie mogłam uwierzyć, że to ja tak krzyknęłam. Łzy zaczynały napływać mi do oczu, próbowałam nie płakać ani krzyczeć, aby nie dać tej osobie, która mi to zrobiła satysfakcji Bolało jak diabli, jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. James ostrzegał mnie, że mam uważać na siebie. Dlaczego go nie posłuchałam? Nie wytrzymałam i zaczęłam histerycznie płakać i krzyczeć, aby przestał lecz to nie poskutkowało. Usłyszałam głośny ryk. To był chyba gepard, mój gepard. Ale skąd on wiedział ,że ja jestem tutaj? Przez jakąś chwile słyszałam odgłosy szarpaniny i przerażające kocie syczenie. Poczułam ulgę bo ktoś wyciągnął szpikulec z moich pleców. Czyjeś silne ramiona podniosły mnie, a potem widziałam już tylko znienawidzoną w tej chwili przeze mnie ciemność.

.................................................................................................................................

W końcu udało nam się napisać dla Was 3 rozdział naszego fantastycznego opowiadania być może uda nam się napisać 4 rozdział już jutro!

PS:Jak wiecie wyjeżdżamy na obóz i nie wiemy czy nam sie to uda. Tylko nie zapomnijcie o nas w czasie naszej nieobecności!

Pozdrawiamy Zuzia i Ola :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz